środa, 25 czerwca 2014

1. Błędy przeszłości

Był wczesny, czerwcowy poranek. Ron siedział w fotelu, na strychu. Za małym oknem słońce właśnie wschodziło zza widnokręgu. Nie mógł spać, ciągle nie potrafił się pogodzić ze śmiercią tylu bliskich mu osób, a zwłaszcza jednej – Jego brata, Freda. W domu Weasleyów dawno nie było słychać śmiechu. George znosił to najgorzej. Siedział sam w pokoju, nie wychodził, nawet żeby zjeść. Molly Weasley codziennie przynosiła mu do pokoju tacę z jedzeniem, zawsze prosząc go, aby opuścił pomieszczenie, ale ten ignorował jej prośby i czekał tylko, aż kroki jego załamanej matki ucichną i porywał posiłek.

Ron jednak cieszył się z dzisiejszego dnia, ponieważ miała przyjechać jego przyjaciółka- Hermiona. Nadal nazywał ją ‚przyjaciółką’ chociaż ostatnie wydarzenia bardzo ich do siebie zbliżyły. Nie widział jej zaledwie od 3 tygodni, ale tęsknił tak, jak by minął co najmniej rok. Dziś chciał jej wyznać co do niej czuje, bał się tego, ale wiedział, że jest to konieczne. Harry przyjechał do domu Weasleyów parę dni po bitwie. Ron patrzył z zazdrością jak jego przyjaciel i siostra - Ginny cieszą się swoim towarzystwem. Pragnął, aby jego relacje z Hermioną wyglądały podobnie, ale nie wiedział co dziewczyna do niego czuje. A może to była tylko reakcja na strach i czyhającą na nich śmierć? Może tak naprawdę dziewczyna nadal traktuje go, jak najlepszego przyjaciela i nic się nie zmieni? Ron zapadł się na fotelu jeszcze bardziej, z coraz to smutniejszą miną.

-Nie ma co się załamywać, wszystko się ułoży- powiedział do siebie. Sam w to nie wierzył, ale pozostała mu tylko nadzieja. Jak na 18- letniego chłopaka przeszedł zbyt wiele. Niestety, nie wydawało mu się, że bitwa będzie końcem jego problemów. Zostało wielu nieschwytanych śmierciożerców, którzy z pewnością chcieliby go zgładzić. Z rozmyśleń wyrwał go cichy głos, który napawał go spokojem i nadzieją na lepsze jutro.

-Ron? Wszystko w porządku? Jak się czujesz? – Powiedziała nieśmiało brązowowłosa dziewczyna, która musiała stać tu od jakiegoś czasu. Jej wzrok utkwił w jego niebieskich oczach. Spoglądała na niego z troską. Była dla niego jak tęcza po burzy, nadawała kolorów jego życiu, nawet w tych najgorszych momentach, kiedy myślał, że lepiej byłoby się poddać i uciec przed całym światem. Teraz też chciałby uciec – ale z NIĄ u boku. Nauczyła go, co to znaczy kochać i stawiać życie swoich bliskich wyżej od własnego bezpieczeństwa. To ona dawała mu siłę, jaką brakowało Georgowi.

- Hermiona! – wykrzyknął radośnie i wyskoczył ze swojego fotela jak z trampoliny. – Miałaś przyjechać trochę później, jak minęła podróż?

- Spokojnie, bez korków. Teleportacja jest bardzo przydatną umiejętnością – zaśmiała się – Miałam, ale jakoś nie mogłam już siedzieć sama w tym wielkim domu, bez rodziców. Chce lecieć ich odszukać, ale sądzę, że jest na to jeszcze za wcześnie. Sam rozumiesz...

- Taaak... – Przeciągnął chłopak i wstał z fotela, aby móc się do niej zbliżyć. Wiedział, na jakie poświęcenie zdobyła się, by chronić swoją rodzinę. Podziwiał jej odwagę. Ron nie wyobrażał sobie nawet tego uczucia. Nie mógł pojąć, jak by to było, gdyby Artur i Molly traktowali go jak obcą osobę. Brakowałoby mu nawet brązowych swetrów od mamy, które dostawał co roku na święta. Spojrzał na dziewczynę ze współczuciem. Hermiona była dla niego zawsze najpiękniejszą kobietą na świecie, ale tym razem wyglądała naprawdę zachwycająco. Była ubrana w zwiewną miętową sukienkę przepasaną cieniutkim brązowym paskiem. -Tęskniłem za Tobą – zaczerwienił się.

-Oh Ron! – Wyszeptała z ulgą i rzuciła mu się w ramiona. Ten czule ją objął. Stali tak minutę, dwie a może godzinę? Czas dla nich nie miał już żadnego znaczenia. Byli tu razem. Hermiona potrzebowała oparcia, rozmowy, pocieszenia, ale wiedziała, że Ron również wiele przeszedł. Chociaż nie miała rodzeństwa, potrafiła postawić się w jego sytuacji. Od 7 lat traktowała Harry’ego jak brata, który także uważał ją za członka swojej rodziny. Uczucia do Ronalda od dawna były dla niej niezidentyfikowane. Często się kłócili, co tylko dodawało dynamizmu ich znajomości, ale gdy go potrzebowała, zawsze znalazła w nim oparcie. Zauważyła również różnicę, gdy Harry zaczął spotykać się z Cho. Nie przepadała za nią wprawdzie, lecz nigdy nie była tak wściekła, gdy dowiedziała się o związku rudzielca z niejaką Lavender Brown. Nasłała nawet na niego wyczarowane przez siebie stado kanarków. Po tym incydencie nie odzywali się do siebie przez długi czas, a ona chcąc wzbudzić zazdrość w chłopaku, umówiła się z McLaggenem, chociaż za nim nie przepadała.

- Mam rozumieć, że ty za mną też? – Ron sprowadził ją z rozmyśleń na ziemię. Zaśmiała się w duchu. Jak mogli zachowywać się tak dziecinnie. Może gdyby choć raz porozmawiali o swoich uczuciach, wszystko potoczyłoby się inaczej. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie i przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej. Dziewczyna nie odpowiedziała, podniosła się na palcach i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. Wiedziała, że wystarczy mu taka odpowiedź. Nie myliła się, chłopak spłonął rumieńcem a na jej twarzy również pojawiła się nutka różowego koloru.

-Hermiono. – zaczął poważniejszym tonem. – Chciałem z tobą porozmawiać. Po tych słowach delikatnie się odsunął i wskazał jej miejsce na starej kanapie. Bał się. Nigdy nie rozmawiał z nią o swoich uczuciach – może to był ich błąd? Usiedli w milczeniu.

- Ja z Tobą też. – odpowiedziała niepewnie. – zacznij. Dziewczyna nie wiedziała, o czym chłopak chciał z nią dyskutować. Miała jednak nadzieję, że ich znajomość w końcu ruszy do przodu.

- Więc... Po ostatnich wydarzeniach trochę się między nami zmieniło, nie uważasz? - Hermiona kiwnęła tylko potwierdzająco głową, a Ron chciał jak najszybciej wydusić to z siebie, aby dowiedzieć się, co takiego ona miała mu do powiedzenia. – Chciałem od Ciebie usłyszeć... - Zawahał się. Jeżeli nie odwzajemnia jego, uczuć może zaprzepaścić wiele lat wspaniałej przyjaźni, która łączyła ich w Hogwarcie — Powiedz mi. Czy to coś dla Ciebie znaczyło, czy to była tylko taka reakcja w obliczu niebezpieczeństwa.. Musisz wiedzieć, że dla mnie nigdy nie byłaś obojętna. Zrozumiałem to może trochę zbyt późno i byłem zbyt dumny, ale chce się zmienić. Dla Ciebie. Przepraszam Cię też, za wszystkie słowa, którymi Cię raniłem. Ale… lubię Cię... Nawet bardzo...

- Ron. – zaczęła poważniejszym tonem, chociaż właśnie spadł jej kamień z serca, a żołądek podskoczył z radości. - Musisz wiedzieć, że dla mnie nigdy nie byłeś tylko przyjacielem. Zawsze lubiłam Cię... Bardziej. Często cierpiałam, ale gdy byłam sama, wiele rzeczy do mnie dotarło, miałam sporo czasu na przemyślenia... To moja wina. Zawsze trzymałam Cię na dystans, modląc się w duchu, że to ty wykonasz pierwszy ruch. Próbowałam wzbudzać Twoją zazdrość, jakoś zainteresować Cię moją osobą... Gdy było już tak blisko pojawiła się ta Lavender... Myślałam wtedy, że jestem Ci naprawdę obojętna. Moje uczucia do Ciebie jeszcze bardziej się pogłębiły. Nie wiedziałam co robić...

Ron nie chciał, aby kończyła, widział ile ją to kosztuje. Czy to nie ab­surdal­ne, że wspom­nienia o dob­rych cza­sach o wiele częściej dop­ro­wadzają do łez, niż wspom­nienia o tych złych? * W głębi duszy poczuł ulgę. Pochylił się nad jej głową i szepnął we włosy.

-Mamy prawo popełniać błędy. Wszystko zależy jednak od tego, czy chcemy je naprawić. Gdyby życie było pozbawione porażek.. Co to byłoby za życie?

Hermiona podniosła głowę i znów spojrzała w błękit jego oczu.

-Myślisz, że wspom­nienie roz­bi­te na ty­siąc kawałków przes­ta­je być wspomnieniem? A może ma się wte­dy za­miast jed­ne­go ty­siąc wspom­nień? Jeśli tak, to myślisz, że te­raz każde z te­go ty­siąca będzie bo­lało z osobna? **

-Wspomnienia są złudne, bo teraźniejszość nadaje im inne barwy. ***

Dotknął palcem jej podbródka i przyciągnął do siebie. Złożył delikatny pocałunek na jej różowych ustach. Ona dotknęła jego policzka i pogładziła po piegach. Pomyślała, że chciałaby je kiedyś policzyć. Chciałaby je liczyć do końca życia.

* Walter Moers **Janusz Wiśniewski *** Albert Einstein

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz