poniedziałek, 28 lipca 2014

Miniaturka: Razem zobaczyliśmy koniec w spojrzeniu.

 
 Światło ulicznych latarni już bledło, przy leniwie wschodzącym słońcu. Krople rosy spływały z liści wysokiego, starego drzewa i opadały na wygrawerowane marmurowe płyty, które otaczała delikatna poranna mgła. Powietrze w tym miejscu było chłodniejsze, wilgotniejsze, nawet ptaki nie śpiewały radośnie, a spoczywały na uschniętych gałęziach starodrzewia. Wiatr popędzał szare chmury, które nie chciały odsłonić nieba, jakby nie mogły podzielić się z tym miejscem wspaniałością błękitu.
   Dwudziestosześcioletni mężczyzna przemierzał błotniste alejki z opuszczoną głową. Cienie pod oczami i zapadnięte policzki wskazywały na zmęczenie. Zobojętniały podążał wydeptaną drogą. Gdy dotarł do zamierzchłego dębu, podniósł głowę i z bólem spojrzał na kamienną tablicę. Chociaż przychodził tutaj regularnie, widok ten nadal sprawiał mu ból. W dłoni trzymał dwa znicze oraz bukiet czerwonych i białych róż, które jak co tydzień stawiał na szarym, marmurowym grobowcu. Jednak dzisiejszy dzień był inny. Nie nazwałby go wyjątkowym, jednakże dziś mijał rok od momentu, gdy jego życie uległo diametralnej zmianie. Wokół zadbanego pomnika rosły białe chryzantemy. Mężczyzna przetarł rękawem czarnej kurtki ławeczkę i usiadł, nadal smutno wpatrując się w tablicę nagrobka.

Hermiona Jean Weasley (zd. Granger)
Ur. 19.09.1979 r.
Zm. 13.03.2006 r.

Rose Weasley
Ur. 13.03.2006 r.
Zm. 13.03.2006 r.


- Bo widzisz Hermiono. - Zaczął szeptem, tępo wpatrując się w przestrzeń. - Nigdy nie myślisz, że ostatni raz jest ostatnim razem. Myślisz, że będzie więcej. Myślisz, że masz wieczność, ale nie masz. Potrzebuje znaku, że coś się zmieni. Potrzebuje powodu, żeby żyć dalej. Potrzebuje nadziei. Potrzebuje ciebie.
Ron spojrzał w niebo i zaniósł się cichym chichotem.
- A pamiętasz, jak pierwszy raz się spotkaliśmy? Nigdy nie uważałem cię za denerwującą. Z biegiem czasu myślę, że ci po prostu zazdrościłem. Ty nigdy nie odmówiłaś mi pomocy. Pamiętasz, jak pod koniec piątego roku siedziałaś ze mną do późnej nocy, tylko po to, żebym jakoś zaliczył sumy?

   - Czytam już ósmy raz o Kłaposkrzekach i o przyrządzeniu wywaru nasennego z raptuśnika, ale nadal nic z tego nie rozumiem. Jest 3 w nocy Hermiono, to koniec. Wszystko zdam na wielkie T z wykrzyknikami!
- Więc czytaj uchem, a nie brzuchem, Ron. Ja w ogóle nie jestem zmęczona i mogę posiedzieć jeszcze z tobą i wszystko od początku wytłumaczyć. Zaraz znowu przestudiujemy wszystko. Może powtórzymy teraz eliksiry? Żółć pancernika jest składnikiem eliksiru...
- No... Co?
Dziewczyna zakryła dłonią usta a na jej policzkach wykwitły czerwone rumieńce. "Czytaj uchem, a nie brzuchem" ... To oczywiste, że była zmęczona, ale chciała pomóc przyjacielowi w nauce. W końcu razem z Harrym mają treningi quidditch'a i ciężko zorganizować mu czas w dzień. Poza tym bardzo chciała, aby w następnej klasie mieli jakieś wspólne lekcje. Po prostu chciała mu pomóc. Od jakiegoś czasu czuła się za niego odpowiedzialna. Nie traktowała go już jak zwykłego przyjaciela. Pragnęła, aby był kimś więcej.
- Przepraszam cię. - Wymamrotała bardzo zawstydzona.
- Za co? Wyjaśnij mi lepiej, co to jest ta żółć pancernika. - Powiedział oburzony. Oczywiście wyłapał pomyłkę Hermiony, ale widział, że była zmęczona. Mogłaby się położyć, a jednak siedziała z nim w pokoju wspólnym i wałkowali te same tematy po raz kolejny. Szczerze sam nie wiedział, czy gdyby w końcu to zrozumiał jakieś pojęcie, to czy by się przyznał. Cieszyły go wspólne chwilę z Hermioną. Odpowiadało mu to, że w końcu mogą razem spędzić czas. Sami.
- Oh Ron, czasem myślisz więcej, niż wiesz. - Odpowiedziała cicho, dziękując w duchu, że nie dosłyszał wpadki.

   Uśmiechnął się do siebie, wspominając wspólne chwile. Miło wspominał każdy czas, gdy była przy nim Hermiona. W swoim krótkim małżeństwie nie zawsze się zgadzali, ale zawsze dochodzili do kompromisu. On - nie chciał się kłócić, Ona - nie chciała wszczynać awantur. Już dość czasu zmarnowali na szkolne spory.
- Muszę ci wyznać, że pomimo tego, że nasza misja poszukiwania horkruksów była niebezpieczna, to ja naprawdę doceniałem każdą chwilę z tobą. Po prostu cieszyłem się twoją obecnością. Pamiętam, jak troskliwie się mną opiekowałaś, gdy moje ramię nie chciało ze mną współpracować.

   W niedawno co rozbitym namiocie, na starym, powycieranym materacu leżał rudowłosy chłopak, z podpuchniętymi oczami. Krzyczał z bólu i oblewały go zimne poty. Hermiona krzątała się po prowizorycznej kuchni, a na jej twarzy widoczne było skupienie. Dokładnie odmierzała krople różnokolorowych mikstur do szklanej miseczki, co jakiś czas przerywając czynność, aby wymieszać pięknie pachnącą zupę, gotującą się na ogniu. Gdy usłyszała głośny pisk, posłała chłopakowi zaniepokojone spojrzenie, po czym nalała do niewielkiego kubka trochę zupy, dolewając do niej odmierzone ilości eliksirów.
- Ron - zaczęła cicho - zjesz trochę? Jesteś bardzo osłabiony, musisz jeść! - Zaprotestowała, gdy zaczął przecząco kiwać głową. Podłożyła mu jeszcze jedną poduszkę pod głowę i zamieszała łyżką w daniu.
- Jest przepyszna, sama ją zrobiłam. - Ron jeszcze żwawiej zaczął protestować, jednak ona już ostudziła zupę na łyżce i wlała mu do ust. Gdy przełknął, ze zdziwieniem stwierdził, że faktycznie, nie jest najgorsza, ale do ideału dużo jej brakowało. Gdy uporał się z całą porcją, Hermiona chciała wstać i odnieść naczynie, jednak on automatycznie złapał ją za nadgarstek zdrową ręką i spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy.
- Jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić, Ron? - Zapytała z troską w głosie.
- Proszę, zostań ze mną. - Wyjąkał. Dziewczyna posłała mu czuły uśmiech i usiadła na drewnianej pryczy, obok chłopaka, a on pociągnął ją delikatnie w swoją stronę, tak, że położyła się obok niego, opierając swoją głowę na jego piersi.
- Dziękuje - wyszeptał w jej włosy. - za to, że po prostu jesteś. Za wszystko.
Hermiona mocniej wtuliła się w chłopaka, lecz szybko poluźniła uścisk, gdy jęknął z bólu.
- Nie - zaprotestował - Jest taki ból, który się znosi, tylko po to, aby zaznać chwili szczęścia. - Poprawił poduszkę i przymknął oczy. - Jeśli to jest tylko sen, to ja nie chce się obudzić.

   Do dziś tak uważał. Zniósłby każdy fizyczny ból, tylko po to, aby choć przez chwilę trzymać ją w swoich ramionach, czuć jej zapach i aksamitną skórę pod opuszkami palców. Jego piękny sen pewnego dnia zmienił się w najgorszy koszmar. Śmierć Hermiony i jego nienarodzonej córki była dla niego końcem świata. Jego osobistą apokalipsą. Nadal oddychał, jadł, serce biło, ale jego stan to tylko przybliżona śmierć. Oczywiście - Harry, Ginny, wszyscy Weasley'owie i rodzina Hermiony, którą razem odnaleźli parę miesięcy po bitwie, również była rozbita. Każdy starał się pomóc mężczyźnie po utracie żony, jednak on nie dopuszczał do siebie nikogo. Zamykał się w sypialni, którą niegdyś dzielił z Hermioną i odtrącał wszystkich, nawet swojego przyjaciela Harry'ego, który również długo nie mógł pogodzić się ze śmiercią przyjaciółki. Ron uświadomił sobie, że radość i rozpacz oddziela jedynie cienka linia. W jednej chwili cieszył się na myśl o jego jeszcze nienarodzonej córce, a w drugiej oddałby wszystko, by ten koszmar okazał się nieprawdą. By zaraz mógł wejść do sali, gdzie leży uśmiechająca się brązowowłosa kobieta z małym zawiniątkiem na rękach.

   Parę godzin po bitwie Harry pobiegł odszukać Ginny, tak, że Hermiona i Ron zostali sami na błoniach. Słońce przyjemnie grzało, a wojenny pył zdążył opaść na zieloną trawę. Błękitne, prawie bezchmurne niebo odbijało się w gładkiej tafli jeziora. Rudowłosy chłopak miał krwawe rozcięcie od policzka po obojczyk, a jego towarzyszka porozrywane ubrania, i liczne zadrapania. Całe ich ciała pokryte były różnej wielkości siniakami. Włosy zlepiały się ze sobą w mieszaninie krwi, kurzu i potu.
- Co byś zrobiła, gdybym wrzucił cię teraz do jeziora? - Zaczął Ron z chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Sądzę, że najpierw bym cię spetryfikowała, a później torturowała przez długie lata. Ale to kwestia humoru. Jeżeli chodzi ci to po głowie, to niech przestanie. - Cofnęła się parę kroków, gdy zauważyła wolno zbliżającego się do niej chłopaka. - Ostrzegam cię, skończy się to źle! Słyszysz? Ja ci grożę!
Chłopak przybrał minę zbitego psa, udając, że dotknęły go jawne pogróżki Hermiony.
- Myślę, że ukryje jakoś swój wewnętrzny ból. - Odrzekł, szeroko się uśmiechają i szybko pokonując odległość dzielącą go od dziewczyny. Przerzucił ją sobie przez ramię i wolno podążył kierunku brzegu.
- Twój ból zaraz może stać się zewnętrzny! - Krzyczała Hermiona, waląc go pięściami w plecy, gryząc i szczypiąc. Niestety, żaden sposób na niego nie zadziałał. Zrezygnowała, gdy usłyszała ciche pluskanie wody, gdy maszerował po płyciźnie. W końcu dotarł do głębokości, którą Hermiona uznawała już za niebezpieczną, jednak mu sięgała ledwie ponad brzuch. Najpierw nachylił się tak, że dziewczyna pomyślała, że bezpiecznie postawi ją na dnie, chociaż i tak już nie brała pod uwagę okoliczności łagodzących. Będzie go torturować długie, ciężkie lata. Rona jednak nie bawiły delikatności. Z impetem puścił dziewczynę, która cała wpadła do chłodnego jeziora, po czym sam zanurkował. Gdy obie głowy wyłoniły się ponad poziom wody, chłopak jednym ruchem przyciągnął ją do siebie i objął w pasie.
- Nie uważasz, że jest bardzo przyjemnie? - Zapytał ochrypłym głosem, i wierzchem dłoni przejechał po jej mokrym policzku.
- Uważam, że jest trochę za mokro. - Odparła Hermiona i zawstydzona opuściła głowę. Chociaż przez ostatnie miesiące bardzo się do siebie zbliżyli, każdy jego gest wprawiał ją w dziwną tremę. Ron odsunął się od niej i zanurkował w głąb jeziora. Uwielbiał wodę. Pływanie sprawiało mu prawie tak wielką przyjemność, jak całowanie Hermiony. Wprawdzie dowiedział się o tym dopiero parę godzin temu, gdy zaoferował swoją pomoc domowym skrzatom, ale śmiało mógł stwierdzić, że dla niego jest to najprzyjemniejsza czynność na świecie. Smak jej ust mógł porównać z najwspanialszym owocowym deserem świata albo i punkt wyżej.
Dziewczyna została sama na powierzchni. Widziała ślad na wodzie, który pozostawił Ron. Wypłynął już bardzo głęboko. Sama również świetnie pływała, ale była zbyt zmęczona, by czerpać z tego przyjemność. Obmyła wodą twarz i rzucała zniecierpliwione spojrzenia w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął chłopak. Po paru chwilach ogarnął ją strach. Co, jeżeli w wodzie złapało go jakieś morskie stworzenie?
- Ron! To nie jest śmieszne! - Krzyknęła zrozpaczona. Jak długo mógł wstrzymywać powietrze? Nie mogła sobie wyobrazić, jakby się czuła, gdyby faktycznie utonął. Przeżył ucieczkę przed wielkimi, głodnymi pająkami, lot samochodem do Hogwartu, atak Bijącej Wierzby, spotkanie z Voldemortem, ze szmalcownikami i śmierciożercami, wojnę, a zginie w wodzie? Od razu zaczęła płynąć w miejsce, gdzie podążył, cały czas rozpaczliwie wołając jego imię. Nigdzie go nie widziała. Czuła, że robi jej się gorąco, chociaż woda była zimna.
- Hermiono, wszystko w porządku? - Parę metrów przed nią wyłonił się Ron. Jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna poczuła, że wzbiera się niej wściekłość. Bez słowa popłynęła w kierunku brzegu. Gdy poczuła grunt pod stopami, chciała się odwrócić, by odpowiedzieć mu coś sensownego, jednak on znalazł się tuż za jej plecami.
- Martwiłaś się o mnie? - Zapytał z nieukrywaną ciekawością. Jego zimny oddech na jej szyi wprawił ją w przyjemne dreszcze. Odwróciła się, by spojrzeć w jego błękitne oczy.
- Tak. - Chciała rozwinąć swoją wypowiedź. Wyznać mu, że martwi się o niego od chwili, gdy pierwszy raz go zobaczyła. Gdy stał się jej przyjacielem, a z biegiem czasu kimś więcej. Że nie może spać, gdy nie jest pewna, że on jest bezpieczny. Że zasypia i budzi się z jego imieniem na ustach.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - Wyszeptał tuż przy jej ustach, by po chwili dotknąć jej warg. Najpierw delikatnie, jakby chciał upewnić się, że go nie odepchnie. Gdy odwzajemniła pocałunek jego ruchy stały się zdecydowane, bardziej zachłanne, ale i namiętne. Mocno objął ją w tali, a ona wplątała swoje palce w jego włosy. Przylegli do siebie i zdawało się, że już nikt nie zdoła ich od siebie odciągnąć. Gdy zabrakło im tchu, nieznacznie się od siebie odsunęli, nadal stykając czołami.
- Uwierz mi, cieszę się równie mocno, ale moja radość wyparuje, gdy się przeziębimy. - Uśmiechnęła się delikatnie i pociągnęła go za rękaw w kierunku lądu.

   - Nie wiem, czy wiesz Hermiono - zaczął półszeptem, wpatrując się w nicość - ale uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie. Pamiętasz, jak poprosiłem cię o rękę? Już dawno dostałem ten pierścionek od mamy, która nalegała, abym w końcu zrobił ten krok. To była jakaś pamiątka rodzinna, ale nie słuchałem dokładnie jej wywodu o tym, że jeżeli się nie pośpieszę, to ktoś mi cię ukradnie. Kupiłem też dom, niedaleko Muszelki. Czekał na nas od dawna. Zaprosiłem cię na romantyczną kolację przy świecach, niestety jak zwykle wszystko poszło nie po mojej myśli i skończyło się na pilnowaniu małego Jamesa, gdy Ginny i Harry musieli pilnie wyjechać w interesach. Oczywiście Harry przepraszał mnie z całego serca. Nic mu nie powiedziałem o moich planach, ponieważ bałem się, że powie Ginny... A sama wiesz, że pewnie i ty byś się wtedy dowiedziała. Ona nie potrafi utrzymać czegoś w tajemnicy, chociaż bardzo się stara. Siedzieliśmy wtedy w kuchni u Potterów. James już spał. Po prostu nie mogłem wytrzymać. Spojrzałem ci w oczy i wiedziałem, że to jest odpowiednia chwila. Paręnaście minut później staliśmy w objęciach i już oficjalnie należeliśmy do siebie, choć to nie kwestia posiadania. Już od dawna byłem tylko twój.

   Stary, drewniany kościół był już wypełniony po brzegi. Czerwony, miękki dywan ciągnął się od drzwi wejściowych do samego ołtarza. Cała świątynia ozdobiona była rozmaitymi białymi kwiatami. Hermiona je uwielbiała. Przybyła cała rodzina Weasley'ów, Potterów, Grangerów, cała Gwardia Dumbledore'a, inni znajomi z Hogwartu, paru nauczycieli, przyjaciół z pracy i - o zgrozo - Wiktor Krum.
Wypowiedzieli słowa przysięgi, patrząc sobie głęboko w oczy, jakby szukali w nich jakiejś ukrytej wiadomości czy dodatkowej obietnicy. Jedyne, co mogli w nich dostrzec to niewyobrażalna radość. Ich każdy gest przepełniony był taką czułością, że często zawstydzeni ludzie odwracali wzrok lub robiło im się ciepło na sercu. W końcu nie każdy spotyka miłość tak wielką, że jest dla niej wstanie zrobić wszystko. Tylko nieliczni mają taki przywilej. Może trzeba na nią zasłużyć?
Ron usłyszał od księdza przyzwolenie, na pocałowanie Panny Młodej. Nie czekał ani chwili, tylko przysunął się nieco bliżej, wziął w dłonie twarz Hermiony i złożył na jej ustach delikatny, aczkolwiek przepełniony miłością pocałunek.
- Kocham cię, Hermiono Jean Weasley. - Wyszeptał tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć.
- Ja ciebie też kocham, Ronaldzie Billusie Weasley.

- Kiedy powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży, byłem po prostu wniebowzięty. - Ron uśmiechnął się do siebie. - Chciałem cię nosić na rękach, pamiętasz? Parę razy wnosiłem cię nawet po schodach, żebyś przypadkiem się nie zmęczyła. Denerwowała cię moja nadwrażliwość, ale co mogłem poradzić? - Zakrył twarz dłońmi i załkał. - Byłaś wszystkim, czego chciałem. Byliśmy sobie przeznaczeni, zaplanowani, rozumiesz mnie? A kiedy miałem jeszcze mieć dziecko i to z najwspanialszą kobietą na ziemi? No nie powiem, że nie miałaś swoich humorów. Ale Ginny mówiła, że to normalne podczas ciąży. Nie mogłem znieść bólu wypisanego każdego dnia na twojej twarzy. Zawiozłem cię do lekarza, który zrobił ci wszystkie wyniki. Nie wydawał mi się nimi zachwycony, ale powiedział, że na razie nic nie może zrobić. Już wtedy powinienem działać. Do dziś nie wiem jak. Bezsilność jest najgorsza. Tak bardzo cierpiałaś. Gdy płakałaś, ocierałam każdą z Twoich łez. Gdy krzyczałaś, walczyłem z każdym z Twoich lęków. Często traciłem cierpliwość, ale nie okazywałem tego.

   - Ron, Ron! - Krzyczała. - Proszę, zrób coś. Tak strasznie boli.
Załamany mężczyzna siedział na łóżku w ich wspólnej sypialni. Po jego policzkach spływały łzy bezsilności. Chciał zabrać od niej to cierpienie. Mógłby za nią umrzeć. Nie mógłby sobie wyobrazić piękniejszej śmierci niż spowodowanej z miłości. Wziął ją na ręce i pojechał do najbliższego szpitala, nie zważając na światła, czy inne auta.
Hermiona od razu została przyjęta na oddział patologii ciąży i podłączona do ogromnej aparatury. Lekarze nie dawali dziecku żadnych szans na przeżycie. Zdesperowany Ron przeniósł więc śpiącą żonę do Munga. Czuł się spokojniejszy, że zajmą się nią specjaliści. Hermiona spała przez cały czas, jednak on trwał przy niej całe dnie i noce, często zasypiając z głową opartą o jej łóżko. Harry przynosił mu ubrania na zmianę. Można powiedzieć, że zamieszkał w szpitalu.
Prośby Ginny o powrót do domu i przespania się we własnym łóżku zdawały się go nie obchodzić. Jednak gdy Molly Weasley kategorycznie rozkazała mu spojrzeć w lustro i zastanowić się, czy pomaga zaniedbując swoje własne zdrowie Hermionie. Nie podobało mu się to, co widział w swoim własnym odbiciu. Kilkudniowy zarost, zapadnięte policzki, cienie pod oczami, przekrwione białka i niepokojąco blada cera. Zdecydował się więc na parę godzin snu we własnym łóżku. Gdy dotarł do domu, od razu wziął ciepłą kąpiel i opadł na wielkie łóżko, momentalnie zasypiając. W snach widział uśmiechniętą Hermione, która cały czas powtarzała jak mantrę tylko jedno słowo: "Zawsze". Wtem obudziło go pukanie do drzwi, które zamieniło w koszmar jego najpiękniejszy sen. Pośpiesznie spojrzał na zegarek. Cholera, pomyślał. Spał całe 12 godzin. Szybko otworzył drzwi, a do jego domu wbiegł Harry. Jego oddech był szybki, a skóra blada. Zdołał wydusić z siebie tylko trzy wyrazy.
- Hermiona. Dziecko. Szpital.
Nie czekając na więcej szybko deportował się do Munga. Od razu skierował swoje kroki do pokoju żony.
   Hermiona leżała wpatrując się wilgotnymi oczyma w sufit. Gdy usłyszała otwierające się drzwi, zwróciła swoją uwagę na rudowłosego mężczyznę, który przysiadł na jej łóżku. Posłała mu nieznaczny uśmiech, który zamienił się w rozpaczliwy grymas.
- Już jej nie ma, słyszysz? - Załkała, a Ron uścisnął jej dłoń w geście pocieszenia. Nie chciał dopytywać, wiedział, że to dla niej zbyt wiele.
- Kochanie, przyjdę za chwilę. Idę porozmawiać z lekarzem. - Wstał i ucałował jej czoło. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Szybkim krokiem podążył do gabinetu uzdrowiciela Hermiony. Bez pukania wkroczył do pokoju.
- Proszę mi powiedzieć. Wszystko. Cokolwiek. Błagam. - Zaczął chodzić po pomieszczeniu w kółko, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Proszę usiąść, panie Weasley. - Wskazał na krzesło naprzeciwko jego biurka. Ron posłusznie zajął miejsce, oczekując wyjaśnień.
- Niestety nie udało nam się uratować dziecka. Teraz toczymy ostatnią walkę. O życie pana żony. Pani Weasley jest bardzo zmęczona. Chce być z panem szczery. Wierzy pan w cuda?
- Tak, ale nie dzisiaj. - Wykrztusił. - Proszę powiedzieć mi prawdę.
- W takim razie radziłbym iść do żony. - Oświadczył uzdrowiciel i skinął głową w geście żalu.
Nie trzeba było powtarzać mu drugi raz. Powoli wstał, tak, jakby czekał jeszcze na dodatkowe informacje od lekarza, jednak nic takiego nie nastąpiło.
     Gdy dotarł na swoje miejsce - obok łóżka Hermiony - nie mógł powstrzymać płaczu. Wtulił twarz w jej włosy, opadające na poduszkę i łkał jak dziecko. Kobieta przypatrywała mu się w milczeniu. Po chwili zrozumiała jego reakcję. Przyszedł się pożegnać. Czuła to. Czuła, że jej czas się kończy. Od pewnego czasu nie miała na nic siły, choć jedynym jej zajęciem było spanie i leżenie. Zobaczyła koniec w jego spojrzeniu. 
- Ron. - Wyszeptała załamanym głosem i ścisnęła jego dłoń.
- Hermiono, tak mi przykro. - Wyszlochał. - To nie miało tak być, to nie miało tak wyglądać. Mieliśmy być razem zawsze, rozumiesz? Zawsze.
Otarł wierzchem dłoni jej łzy i rozłożył się obok niej. Dziewczyna położyła głowę na jego torsie i zamknęła oczy. Ron gładził jej włosy, a ona wsłuchiwała się w bicie jego serca.
- Przepraszam cię. - Wykrztusił. Hermiona podźwignęła się na łokciach i spojrzeli sobie w oczy. Być może był to ich ostatni raz.
- Za co? - Zapytała zaskoczona.
- Za wszystko. Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham. I że nigdy nie przestanę. Bez względu na wszystko w moim sercu zawsze będzie mała mądrala, która zna odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Która jest posiadaczką najcieplejszego spojrzenia i oczu na świecie, pełnych troski i czułości. Najpiękniejszego uśmiechu i ust, które nie raz dodawały mi odwagi i zamykały w pocałunkach, gdy mówiłem coś nie tak. I najprawdziwszej miłości i serca, które mi oddała, a ja przyjąłem je pod nadzór. Mam nadzieję, że jestem dobrym opiekunem? - Chciał się uśmiechnąć, jednak wyszło mu coś na kształt krzywego grymasu.
- Tak bardzo cię kocham Ron. - Wyszeptała, a on poczuł w brzuchu bolesne ukłucie. Położyła się na poduszce i zamknęła oczy. - Powiedz moim rodzicom, Harry’emu, Ginny, twojej rodzinie, że ich również kocham i że są wspaniali. Jestem taka zmęczona trwaniem tu, czuję, że odpływam i nie będzie powrotu. Moja córka... Rose...
- Śpij kochanie, spotkamy się później, obiecuje. - Starał się zdusić żałosną ochotę, aby nią potrząsnąć i powiedzieć, że nie może go zostawić. Że nie poradzi sobie bez niej. Chciał powstrzymać kolejną falę nowych łez, ale nie mógł. To było silniejsze. Dotknął dłonią policzka Hermiony i złożył na jej ustach ostatni pocałunek, który odwzajemniła. Było to raczej delikatne muśnięcie warg, które oddawało wszystkie emocje, jakie nimi targały. Rozpacz, tęsknota i najważniejsze - miłość. Zamknął oczy i pragnął już nigdy ich nie otworzyć, jeżeli miałby oglądać świat bez ukochanej. Zasnął trzymając w objęciach Hermione.
    Gdy obudził się nad ranem, poznał gorzki smak prawdy. Nad łóżkiem stali najbliżsi Hermiony. Molly Weasley, gdy tylko otworzył oczy, uścisnęła go. Zacisnął ręce na jej płaszczu i zaniósł się rozpaczliwym płaczem. Każda kolejna sekunda stawała się coraz gorsza od poprzedniej. Czuł jak na zmianę robi mu się gorąco i zimno. Raz chciał upaść na kolana i płakać, a po chwili uderzyć w coś twardego, aby wyładować na czymś swoją złość na cały świat. Wiedział, że już nic nigdy nie będzie takie samo.

Klęknął nad grobem, zaciskając pięści.
- Te rany zdają się nie goić Hermiono. Czas leczy rany, ale zbyt wiele czas nie może po prostu wymazać. Ten ból nadal jest taki prawdziwy. To bardzo dziwne, ale naprawdę można kogoś kochać przez całe życie. Choć nie wiem gdzie jesteś, zawsze noszę twoje wspomnienie w sercu. Wczoraj mijała kolejna noc bez ciebie, a ja wciąż tak samo mocno odczuwam twój brak. Patrzałem na księżyc i zobaczyłem spadającą gwiazdę. Pomyślałem o tobie. Zastanawiałem się, czy ty też ją widzisz. Nie wypowiedziałem życzenia, ponieważ wiem, że bez ciebie żadne już nie ma sensu. Przyszłość i teraźniejszość nie mają już dla mnie znaczenia. Przeszłość już zadecydowała. I nie potrzebuję tego życia, potrzebuję tylko Ciebie. Jeżeli istnieje piekło i niebo, to nie wiem, czy się spotkamy. Musiałem kiedyś bardzo zgrzeszyć, że los mnie tak karze. Ale kiedy stanę w ogniu i spojrzę diabłu w oczy, powiem mu, że nie ma takiego piekła, które może mi on pokazać. Pamiętasz naszą obietnice "na zawsze"? Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu.
   Ron wstał, zapalił dwa znicze i położył na grobie kwiaty. Nie oglądając się za siebie, ruszył tą samą ścieżką, którą tu trafił. Słońce przebijało się już przez wysokie drzewa, oświetlając mu drogę.

***

PROROK CODZIENNY

Ronald Billus Weasley (†27 l). Wczoraj (tj. 13.03.2007 r.) został znaleziony w swoim domu przez Harry'ego Pottera. Potter nie wypowiedział się na temat tajemniczej śmierci przyjaciela. Nasza redakcja domyśla się, że powodem samobójstwa była śmierć jego żony Hermiony Jean Weasley (†25l.) i córki Rose Weasley, która miała miejsce równo rok temu.
Pomyśleć, że jeszcze pięć lat temu zgodnie przeczyli wszelkim spekulacją na temat ich domniemanego związku. Naszym reporterom udało się jednak uchwycić tę dwójkę, w romantycznym pocałunku, co rozwiało wszelkie wątpliwości (magiczne zdjęcie poniżej artykułu). Niestety, gdy tylko dostrzegli błysk flesza, odskoczyli od siebie, udając, że nic się nie stało. W późniejszym czasie często widziano ich w swoim towarzystwie. Wielu donosiło, że zauważyło ich przytulających się lub trzymających za ręce. Niestety zakochani nie potwierdzali tych informacji aż do czasu ich ślubu.
Nasz korespondent Ritta Skeeter poinformowała nas, że zamierza wydać książkę, zatytułowaną. "Coś więcej niż miłość." Twierdzi, że często spotykała się z tą parą i łączyła ich przyjaźń, a o ich związku wiedziała od dawna, ale prosili o dyskrecję. Do współpracy próbowała również zachęcić pana Pottera, jednak ten stanowczo odmawia jakichkolwiek wywiadów.
Łączymy się w żalu i smutku z rodziną i bliskimi.

 




_____________________________________________________________________
Moja pierwsza miniaturka i od razu ich uśmiercam. Może w następnej będą żyli długo i szczęśliwie :)
Pozdrawiam ♥


I teraz muszę wymienić parę seriali, parę artystów i innych mądrych ludzi, których utworami się inspirowałam. Chociaż chyba najwięcej zasług ma John Green. 
* "Gwiazd naszych wina" - John Green, Hurts, Evenescence, Birdy, Eva P, Santa Montefiore, Amelia, Meredith Grey. *

wtorek, 15 lipca 2014

6. U samych podstaw

   Rudowłosy chłopak podążał szerokim korytarzem, kopiąc ze złością przypadkowe przedmioty, przewracając lampy i potrząsając ogromnymi regałami, z których zlatywały książki. Na jego drodze znalazł się też czarny kot Hermiony. Już miał przejść i oszczędzić tego sierściucha, jednak przypomniał sobie o nadawcy tego prezentu i bezpardonowo kopnął kota, który najeżony zwinął się w rogu korytarza, cicho sycząc. Portrety, które mijał, nieprzychylnie komentowały jego zachowanie, obrzucając go pogardliwymi spojrzeniami, które Ron ignorował. W jego głowie istniała tylko jedna myśl, która przyćmiewała wszystkie inne — odnaleźć Hermionę. Obrócił się jeszcze i dostrzegł drżącego kota. Poczuł się podle, jednak pamiętał o celu swojej wędrówki. Obiecał sobie, że gdy wróci, kupi mu jakiś koci przysmak i zakopią topór wojenny. W końcu nie pierwszy raz pokłóciłby się z Hermioną o zwykłego zwierzaka. Szybko zbiegł po schodach i już sięgał ręką w kierunku złotej, ozdobnej klamki, gdy poczuł na ramieniu czyjś dotyk. Zrezygnowany opuścił rękę. Któż inny mógłby go powstrzymywać jak nie sam słynny Harry Potter.

- Czego chcesz? - wyszeptał, nie odwracając się w kierunku przyjaciela.

- O tej porze wybierasz się na spacer? Może przejdziemy się razem? Zapraszam cię na Musy-Świstusy. - Zażartował Harry, chcąc rozładować napięcie, jednak to tylko rozjuszyło rozeźlonego Rona, który odwrócił się i spojrzał na niego zza wilgotnych oczu.

- Jestem wściekły jak diabli i nie wytrzymam tego dłużej! - Wykrzyknął, zsuwając się po szklanych drzwiach i opuszczając głowę. Harry przysiadł się obok niego i w geście pocieszenia położył mu rękę na ramieniu. Nie zapomniał o tym, co Ron wykrzyczał Hermionie, jednak nie chciał jeszcze bardziej go przygnębić. W końcu kto obnaża cudze błędy, obnaża też własne. Przypomniał sobie, jak on potraktował swoich przyjaciół, gdy dostał list o wydaleniu go z Hogwartu, a oni zgodnie twierdzili, że bezpieczniej by było, gdyby został u Dursleyów. W dodatku wiedzieli o Zakonie Feniksa znacznie więcej niż on sam. Tak samo, jak Ron czuł się zazdrosny — w końcu to on był Wybrańcem. Harry spojrzał na okaleczoną dłoń przyjaciela i szybko orzekł, że wymaga natychmiastowej pomocy.

- Vulnera sanentur.

Ron podniósł rękę na wysokość twarzy i obejrzał ją dokładnie — wyglądała znacznie lepiej, a uporczywe łupanie zniknęło. Posłał delikatny uśmiech w stronę Harry'ego, jednak wolał, gdy doskwierał mu ból. Czuł wtedy, jak jego maleńka cząstka pokutuje za to, jak postąpił. Zakrył twarz dłońmi.

Po feralnym weselu Fleur i Billa z nieproszonymi gośćmi, jakimi byli Śmierciożercy, razem z Hermioną i Harrym znajdowali się w domu, przy Grimmauld Place 12. Przez okno wleciała srebrna łasica i wylądowała tuż przed nimi, przemawiając głosem Artura Weasley'a - Rodzina bezpieczna - po czym patronus rozpłynął się w nicości. Ron poczuł ogromną ulgę, że nikomu nic się nie stało i opadł na kanapę. Hermiona, która też martwiła się o rodzinę Weasleyów przysiadła się obok i ścisnęła go za ramię pokazując, że jej również spadł kamień z serca. Chłopak usiadł i przytulił się do dziewczyny chcąc, choć na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach. Jej bliskość dodawała mu otuchy w tych trudnych chwilach, w jakich znalazła się cała czarodziejska społeczność.

- Nic im nie jest, nic im się nie stało! - Wyszeptała mu do ucha, mierzwiąc przy tym jego rude włosy. Podniosła głowę i jej wzrok spoczął na Harrym. - Nie chce być sama, śpijmy tu wszyscy. Może przyniosę śpiwory i urządzimy sobie tutaj obóz?

Harry niezauważalnie kiwnął głową, po czym wbiegł po schodach, mrucząc coś o łazience. Hermiona już chciała poderwać się z kanapy, zaniepokojona zachowaniem przyjaciela, jednak Ron w porę złapał dziewczynę za nadgarstek i lekko pociągnął w stronę kanapy, aby usiadła.

- Poradzi sobie. Możemy mu pomóc w poszukiwaniu horkruksów, ale myślę, że da sobie radę, przy czynności tak naturalnej, jaką jest korzystanie z toalety. - Posłał jej szeroki uśmiech, a dziewczyna lekko się rozluźniła i oparła głowę na jego ramieniu.

- Też chciałabym się dowiedzieć co z moimi rodzicami. - Wyszeptała, a Ron pogładził ją po włosach.

- Gdy to wszystko się skończy i będziemy bezpieczni, obiecuje ci, że znajdę ich, choćby na końcu świata! - Chłopak podniósł jej podbródek, zmuszając, aby zwróciła na niego swój wzrok. Gdy spojrzał w jej czekoladowe oczy, nigdy nie był tak pewny, jak tego, że pragnie jej szczęścia. Kochał patrzeć w te oczy i kochał ten blask. Dziewczyna posłała mu czuły uśmiech.

- Zrobiłbym dla ciebie wszystko. - Szepnął w jej usta i zetknęli się czołami. - Jeżeli wyjdziemy stąd żywi...

- Nie mów tak! - Hermiona podniosła głos i dotknęła dłońmi twarzy chłopaka, a ich usta niebezpiecznie się do siebie zbliżyły.

- Hermiono, musisz wiedzieć, że ja cię...

Przerwał mu głuchy trzask dobiegający z łazienki na piętrze, a para momentalnie od siebie odskoczyła. Uszy Rona przybrały czerwony kolor, tak samo, jak policzki dziewczyny.

- To Harry, znowu te wizje! - Wydyszała, odwracając się od chłopaka i wyjmując ze swojej torebki kosmetyczkę, po czym wbiegła po schodach na górę.

- Ja cię kocham. - Dokończył szeptem Ron, gdy dziewczyna zniknęła w ciemności.


   - Wracaj do łóżka i nie próbuj mi uciekać! Wyglądasz okropnie. - Harry potrząsnął Ronem, który jeszcze zdezorientowany posłusznie wstał i podążył w kierunku swojego pokoju, bez słowa mijając przyjaciela — przez którego wizję Hermiona nigdy nie dowiedziała się, co do niej czuje. Skarcił się w duchu za to, że więcej nie odważył się wracać do tego tematu. Wspomnienie dodało mu wiary, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Przystanął przy drzwiach, na których wisiała pozłacana wywieszka z inicjałami Hermiony i oparł głowę o futrynę, gładząc tabliczkę opuszkami palców. Obiecał sobie, że jeżeli kiedyś odzyska dziewczynę, już nigdy nie pozwoli jej odejść.

                                                                           ***

   Gdy Hermiona obudziła się w środku dnia, słońce przyjemnie grzało. Pomyślała, że byłby to idealny dzień na to, aby wybrać się z przyjaciółmi nad jezioro. Wstała, leniwie się przeciągając i poczłapała w kierunku okna, aby je otworzyć. Gdy chłodny powiew owiał jej twarz, nagle wszystko wróciło: przyjęcie, Ron, Krum, kłótnia, zazdrość, śmierciożercy, Ian... Ugięła nogi pod ciężarem swoich problemów. Nie to, że pierwszy raz ucieka przed śmiercią, ale miło by było dla odmiany wiać np. Przed goniącym ją Ronem, który zamierza wrzucić ją do wody albo przed Harrym, który poszukuje ochotników na towarzyski mecz quidditch'a.

- Dzień dobry, widzę że nie jesteś rannym ptaszkiem. - Przystojny, czarnowłosy chłopak siedział w kącie pokoju na fotelu z wysokim oparciem, paląc papierosa z książką na kolanach. Obdarzył Hermione szczerym uśmiechem i wrócił do czytania.

- Ian, dziękuje Ci za schronienie, ale nie chcę nadużywać twojej gościnności. - Puściła mimo uszu jego uwagę. Ostatniej nocy niedane było jej zasnąć. Położyła się dopiero nad ranem, więc nic dziwnego, że wstała w środku dnia. - Muszę się dowiedzieć, czy moi przyjaciele są bezpieczni...

- Są bezpieczni. - Przeszył dziewczynę wzrokiem. - Pamiętaj tylko o naszej umowie. Żadnych pytań. Widzisz, Hermiono, jak to czasem niedomówienia potrafią wszystko zniszczyć. Wystarczy coś opacznie zrozumieć i już ma się wyrobione własne zdanie. Z drugiej strony Weasley ma niezły temperamencik. - Wyraz twarzy Iana ujawniał, że powiedział zbyt wiele, niż zamierzał. Czekał teraz na reakcję dziewczyny, lecz ta stała tylko nieruchomo przy oknie z otwartymi ustami. Do Hermiony nagle wszystko dotarło. Jak mogła od razu nie poskładać faktów? W tym momencie w pełni zgadzała się z osobą, która powiedziała, że miłość odbiera rozum. Wszystkie wydarzenia z ubiegłej nocy układały się w logiczną całość. Jedyne, co nadal pozostało tajemnicą było to, skąd Ian miał tak szczegółowe informacje — mało tego! Wiedział więcej niż ona. Może był jednym z zaproszonych gości, tylko nie był duszą towarzystwa i siedział w kącie, obserwując bawiących się gości? Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, ruszyła w stronę drzwi, jednak szybko została powstrzymana przez chłopaka.

- Wybierasz się gdzieś? - Spytał, nonszalancko opierając się o drzwi, trzymając jedną ręką za brzuch. Na jego twarzy można było dostrzec ból, lecz szybko się zrewanżował i uśmiechnął łobuzersko.

- Wyobraź sobie, że tak! Nie mam zamiaru tkwić w tym domu razem z tobą. Nie chcesz, abym zadawała pytań. Nie wiem, czy wiesz, ale jest to niemożliwe, gdy nic o tobie nie wiem, ale muszę przebywać z tobą pod jednym dachem! Sama potrafię o siebie zadbać.
Zaczęła szarpać się z drzwiami, jednak gdy sięgnęła po różdżkę, Ian automatycznie położył na niej swoją dłoń.

- Dobrze więc. - Chłopak zaprosił ją gestem na kanapę. - Opowiem ci o sobie, ale nie odpowiem na pytania, które uznam za niewygodne. 
Hermiona usiadła przy kominku, zastanawiając się, o co zapytać w pierwszej kolejności.

- A więc wyjaśnij mi, skąd wiesz o wszystkim, co działo się w Norze? Kim są ludzie na zdjęciach? Gdzie poszedłeś, gdy mnie tutaj przyprowadziłeś? I kim ty do cholery jesteś?

Ian rozsiadł się wygodnie na kanapie obok Hermiony nalewając do szklanek wody. Podał jedną z nich dziewczynie, a sam zmarszczył brwi, starając się dokładnie dobierać słowa.

- Jak pewnie zauważyłaś, jest to mój rodzinny dom. Ojciec włożył wiele pracy i serca, abyśmy czuli się tu z matką dobrze. O tym, że jestem czarodziejem dowiedziałem się przez list z Hogwartu tak jak ty i twój przyjaciel Harry. Wyobraź sobie moje zaskoczenie, gdy nagle stałem się uczniem czarodziejskiej szkoły. Coś jednak we mnie pękło. Matka nigdy mi tego nie wyjawiła. Tłumaczyła się, że nigdy nie było odpowiedniego momentu. - Skrzywił się. - Przez całe jedenaście lat nie znalazła odpowiedniego momentu, aby łaskawie poinformować mnie, że jest czarownicą. Chcąc pokazać swój bunt napisałem do Karkarowa prosząc, aby przyjął mnie do Durmstrangu. Gdy dowiedział się o powodach, dla których chce się przenieść, od razu wysłał po mnie statek. Nie pożegnałem się z rodzicami. Już wtedy czułem wstręt do ojca — był mugolem. Na pokładzie osobiście powitał mnie Karkarow i od tego czasu byłem jego ulubieńcem. Nauczyłem się tam wielu czarno-magicznych zaklęć i innych przydatnych umiejętności. Karkarow poświęcał mi wiele godzin poza zajęciami. Z rodzicami nie widziałem się przez parę lat. Gdy wróciłem matka była ciężko chora. Dzień po moim powrocie zmarła. - Ian spuścił głowę. - Na łożu śmierci wyznała mi całą prawdę. Pewnie znasz historię Sama-Wiesz-Czyją? Wyobraź sobie, że moja była podobna. Moja matka przez wiele lat podawała ojcu Amortnecje, jednak gdy się urodziłem przestała. Była gotowa wychować mnie sama, abym tylko zaznał prawdziwej miłości. Lecz on zachował się inaczej niż Riddle. Oczywiście żądał wyjaśnień i przez wiele dni znajdował się w szoku, ale zaakceptował mnie — jako syna i moją matkę — jako żonę. Dorastałem w domu pełnym miłości, i niczego mi nie brakowało. Po jej śmierci zostałem z ojcem. W mieście poznałem pewną dziewczynę. - Ian uśmiechnął się do siebie, a Hermiona domyśliła się, że chodzi o dziewczynę z fotografii. - Miała na imię Anita. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Czułem, że się zakochuje, jednak nie mogłem przestać się z nią widywać. Jej rodzice się rozeszli, a matka wyszła ponownie za mąż. Wyjechała z nowym mężczyzną za granicę, zostawiając Anitę z ojcem, który po stracie żony zaczął nadużywać alkoholu. Wiele razy zatrzymywała się u mnie na noc, ponieważ bała się wrócić do domu. Przez parę miesięcy traktowała mnie jak przyjaciela, a ja nie mogłem tego znieść. W walentynki wyznałem jej prawdę, opowiedziałem o sobie, a także o moich uczuciach. Darzyłem ją najszczerszą miłością. Odpowiedziała mi czułym pocałunkiem, który skończył się w moim łóżku. Te parę tygodni razem były wspaniałe. Pewnego dnia przyszła do mnie cała zapłakana i posiniaczona. Wiedziałem, że stoi za tym jej ojciec. Gdyby mnie nie powstrzymała, zabiłbym go gołymi rękami. Uspokoiłem się, ponieważ miała mi coś ważnego do powiedzenia. Anita była w ciąży. Cieszyłem się jak wariat, nosiłem ją na rękach, dbałem o to, aby niczego jej nie brakowało. Gdy widać było wyraźne zaokrąglenie na brzuchu, musiała powiedzieć to swojemu ojcu. Mój przyjął to z radością — w końcu zostanie dziadkiem. Jednak nie ten alkoholik. Poszedłem z nią w razie, gdyby stracił nad sobą panowanie. Zaczął wrzeszczeć, rzucać pustymi butelkami. Jedna z nich trafiła Anitę w głowę i straciła przytomność. Wtedy to już ja nie panowałem nad sobą. Wyciągnąłem różdżkę i zabiłem gnoja. - Ian wydawał się niewzruszony, jakby właśnie wyciągnął z piekarnika idealnie wypieczony placek z brzoskwiniami. Spojrzał w dół na paznokcie i westchnął. - Anitę jak najszybciej zawiozłem do szpitala. Na szczęście wszystko było w porządku z nią i z dzieckiem. Wprawdzie nie chciała ze mną rozmawiać, ale była zdrowa i to mi wystarczyło. Moje szczęście skończyło się tydzień później, gdy do moich drzwi zapukał Nott, świeżo po bitwie. Groził mojej rodzinie. Nie miałem innego wyjścia. Wymazałem pamięć Anicie i ojcu, nakazałem im wyjechać jak najdalej i dbać o siebie. Nott miał dla mnie specjalne zadanie. Polecił mi szpiegować waszą trójkę. - Spojrzał na załzawione oczy Hermiony i złapał ją za rękę, dodając jej otuchy. - Wiedział o sprawie z Amortencją. Myślał, że nie mam uczuć tak samo, jak Sama-Wiesz-Kto, jednak nie wiedział o tym, że mój ojciec prawdziwie pokochał moją matkę — a ja sam nie wyobrażałem sobie życia bez Anity. Codziennie budzę się, pragnąc umrzeć. Pamiętasz, gdy kupowałaś prezent z Weasley'ówną? Właśnie wtedy wcieliłem swój plan w życie. Spóźniłem się trochę, ponieważ prawdziwy sprzedawca nie chciał udostępnić mi sklepu na parę chwil. Robił problemy, więc się go pozbyłem. Miałem wtedy nadzieję, że uwolniłem się od resztki uczuć. Nigdy się tak bardzo nie myliłem. Gdy weszłaś do sklepu... Jesteś tak podobna do Anity. Włosy, oczy, ruchy. Już wtedy wiedziałem, że mój plan nie wypali. Postanowiłem więc przed sobą kolejne zadanie — nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Może to dziwne, ale czuje się tak, jakbym zbliżał się w ten sposób do Anity. Nott zaczął się domyślać co się dzieje, więc musiałem... Hermiono nie spodoba ci się to. Wyznałem mu, że zależy ci na Krumie. On może być teraz w niebezpieczeństwie, chcą cię zwabić. A za tobą od razu pobiegnie Potter i Weasley. Prosta sprawa. Dlatego tak ważne jest, abyś nie wychodziła teraz z tego domu. Jak to mówią mugole - "Pod latarnią jest najciemniej". 
Hermiona była w szoku po usłyszeniu od Iana jego historii. Nie wiedziała, co ma myśleć, jednak chłopak wydawał jej się szczery. Widząc jego smutny wyraz twarzy, chciała go pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, lecz nie mogła tego zrobić. Nie rzucała obietnic w wiatr. Nie ona. Z drugiej strony sama chciałaby usłyszeć słowa otuchy. Nadal jednak nie wyjaśnił jej, skąd wiedział o wszystkim, co działo się w Norze. Nie widziała jego nazwiska na liście gości. Może jako znajomy ze szkolnej ławki Durmstrangu, Krum poinformował go o wszystkim. Jednak czy wydałby przyjaciela Nottowi?

- Ian, nie odpowiedziałeś mi na moje najważniejsze pytania. - Wymamrotała cicho. Jej przeszłość również nie była kolorowa, więc czuła się niezręcznie naciskając o dalszą porcję bolesnych faktów z jego życia.

- Wiem, ale niestety nie mogę udzielić ci na nie odpowiedzi. Nie dzisiaj, nie teraz. - Chłopak wstał z kanapy i rzucił ostatnie spojrzenie Hermionie. - Idę się położyć. Mam nadzieję, że dasz radę nie opuszczać tego domu. Teraz wiesz, co ci grozi. Dobranoc.

Ian podążył w kierunku swojego pokoju zostawiając na kanapie walczącą ze swoimi myślami Hermione. A więc stąd zapas Amortencji w starej gablocie. Pomimo upływu czasu zdawała się dalej spełniać swoją funkcję. Może data ważności nie obowiązuje na eliksiry? Wyciągnęła z kieszeni flakonik. Nadal wydzielała cudowny zapach i połyskiwała pięknym perłowym kolorem. Zapach włosów Rona... Uspokoiła się, gdy Ian wyznał jej, że jej przyjaciele są bezpieczni. Jednak wolałaby być przy nich. Czy Ron nadal jest na nią wściekły? Pewnie tak. On i ten jego kompleks niższości. Gdyby udało się jej z nim porozmawiać. Wyjaśnić tą całą przykrą sytuację z Krumem. Może nawet by się ucieszył, gdyby dowiedział się o możliwości spędzenia wakacji w luksusowej willi Wiktora. Przydałaby im się chwila wytchnienia. Teraz niestety byłoby to niemożliwe.

   Po opowieści Iana wydawało się jej, że łączy ją z nim jakaś więź. Nie chodziło tutaj o uczucia, ale o historię. Tak jak on była zaskoczona, gdy dowiedziała się o swoich magicznych zdolnościach. Musiał być też bardzo utalentowany, skoro sam Karkarow udzielał mu prywatnych lekcji. Tak jak on dla dobra swoich bliskich była w stanie wymazać im pamięć, tylko po to, aby nie musieli przez nią cierpieć. Tak jak on straciła swoją miłość — być może na zawsze.




Rozdział miał być dłuższy, ale podzielę go na dwie części. Spowodowane jest to tym, że bardzo chciałam go dodać przed moim wyjazdem. Pewnie pójdzie do poprawki jak wrócę.
Trzymajcie kciuki za pogodę! 








 

wtorek, 1 lipca 2014

5. Nie widząc drogi powrotnej

Lumos!

Wyszeptał załamanym głosem, a jego różdżka zapaliła się jasnoniebieskim światłem. Ron wybiegł z Nory. Nie miał pojęcia, co wtedy nim zapanowało. Nigdy się tak nie zachowywał. Jak mógł wypędzić Hermione? Do tego w takiej chwili, kiedy nad nimi znowu wiszą czarne chmury. Cała trójka przyjaciół już powinna się do tego przyzwyczaić, ale czy można przywyknąć do myśli, że życie ukochanej osoby jest zagrożone? "Nie jesteście bezpieczni" te słowa Shacklebolt'a cały czas dudniło w uszach chłopaka. Pomimo późnej pory i szybkiego biegu nie odczuwał zmęczenia. Adrenalina zrobiła swoje. Teraz liczyło się tylko to, aby odnaleźć dziewczynę.

-Ron! Zaczekaj!

Obrócił się, aby odszukać źródło krzyku. Ujrzał ciężko oddychającego Harry’ego, ciągnącego za rękę Ginny, której twarz oblepiona była włosami. Wybraniec nadal posyłał mu pełne wyrzutu spojrzenia, a jego siostra cała drżała, chociaż noc była ciepła. Obawiała się o przyjaciółkę, ale także o Rona i Harry'ego, którzy znowu byli zmuszeni ukrywać się przed Śmierciożercami.

-HERMIONA! Nigdzie jej nie ma! - Rudowłosy wrzasnął, a w jego głosie słychać było rozpacz.

-Nie możemy się rozdzielić, to zbyt niebezpieczne. - Harry jako jedyny zachował zimną krew, chociaż niewątpliwie bał się o Hermione. W końcu uważał ją za siostrę. Tyle razem przeszli, wiele razy udało im się uciec przed szponami śmierci. Co, jeżeli wyczerpali limit szczęścia, a wojna nie była końcem, tylko początkiem ich problemów?

- Harry... -Zaczęła drżącym głosem panna Weasley, wskazując palcem na las, za którym jarzyła się pomarańczowa poświata. - Słońce niedługo wzejdzie i będziecie musieli jechać. Aurorzy na pewno już jej szukają. Wracajmy, tu jest niebezpiecznie!

-Ale Hermiona...

- Ona na pewno powiedziałaby to samo. - Ginny nie dała dojść Harry’emu do głosu. - Nie chciałaby, żebyście się narażali. Pamiętajcie, że ona nie jest bezbronna. Zawsze ma przy sobie różdżkę, a w razie niebezpieczeństwa użyje jednego, ze swoich zaklęć, a na pewno zna ich więcej niż my.

- Ona by nas nie zostawiła! - Wrzasnął Ron. - Zawsze wyciągała nas z tarapatów! Ale tym razem to tylko i wyłącznie moja wina! Wracajcie, ja się stąd nie ruszę, dopóki jej nie zjadę.

Drętwota!


Strumień czerwonego światła wypłynął z różdżki Ginny. Ręka jej drżała, ale wiedziała, że robi to dla jego dobra. Ron padł na ziemie głuchym łoskotem.

-Coś ty zrobiła? - Ryknął Wybraniec, a na jego twarzy malował się szok.

-Inaczej nie ruszyłby się stąd! Zrozum mnie, boje się o Hermione, ale to mój brat, rozumiesz? Obwinia się i słusznie, ale jeżeli go złapią? Harry, mamy zbyt dużo do stracenia. Pomóż mi go przenieść do Nory. Powinien ocknąć się już w samochodzie albo w kryjówce. Ja z wami nie jadę, poszukam jej rano z Billem.

Harry w geście pocieszenia przygarnął dziewczynę do siebie i czule pocałował we włosy. Rozumiał jej troskę o rodzinę, chociaż nie chciałby być w jej skórze, gdyby Ron obudził się wcześniej i zastał ją w Norze. Wiedział, że już niedługo rozstanie się z dziewczyną na czas nieokreślony. Może zostanie w kryjówce parę dni, a może parę miesięcy. Chciałby, aby jechała z nim, ale Kingsley Shacklebolt wyraźnie zaznaczył, że oczekuje tylko trójki Gryfonów. Odsunął się od dziewczyny, wziął na ręce Rona i razem podążyli w kierunku Nory.

***

- Co ty tu robisz? - Zapytała drżącym głosem Hermiona. Siedziała na przewróconym drzewie, a gorzkie łzy nadal spływały po jej policzkach. Przed nią stał nie kto inny, jak Ian Red — przystojny chłopak ze sklepu, w którym razem z Ginny kupowały prezent dla Fleur.

- Hermiono, jesteś w niebezpieczeństwie, musisz jak najszybciej wrócić do Nory. Śmierciożercy planują zemstę, a jesteś jedną z pierwszych osób na ich liście.

- Ale... -Dziewczynie odebrało mowę. Natłok myśli przyćmił jej smutek. Kto stoi za kolejnymi atakami Śmierciożerców? Większość zwolenników Voldemorta siedzi w Azkabanie lub zginęli podczas bitwy. Skąd tu się wziął Ian i dlaczego on wie takie rzeczy? Czy można mu ufać?

- Hermiono nie ma czasu, wstawaj! - Chłopak kucnął przy niej z niecierpliwieniem wypisanym na twarzy.

- Jaką mam gwarancję, że mogę Ci ufać? Naprawdę nie mam ochoty tam wracać.

- Zapomnij o Ronie, teraz liczą się minuty. Samochody Ministerstwa niedługo podjadą, pośpiesz się! Wszyscy cię szukają, łącznie z Aurorami. - Ian wyglądał na zaniepokojonego, co wydało się Hermionie bardzo dziwne. Dlaczego tak bardzo mu zależało na jej powrocie do Nory? Przecież widział ją tylko raz i byli dla siebie obcymi ludźmi. I skąd on do cholery wiedział o Ronie?

- Nigdzie nie idę. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego jesteś o wszystkim tak dobrze poinformowany?

Hermiona złożyła ręce na brzuchu i schowała dłonie pod pachy, oczekując wyjaśnień. Ian wstał i zaczął nerwowo spacerować w kółko, intensywnie się nad czymś zastanawiając oraz co jakiś czas spoglądając na słońce, które mozolnie przebijało się przez drzewa.

- Dobrze, mam propozycję. - Odezwał się ściszonym głosem. - Ukryjesz się u mnie, nie spędzam w domu wiele czasu. W zamian nie oczekuje od ciebie wiele. Po prostu przestań zadawać pytania.

- Oczekujesz, że zamieszkam u obcej mi osoby? Nic o tobie nie wiem!

Ale Ian zdawał się jej nie słuchać. Skierował swój wzrok w głąb lasu i sięgnął po różdżkę z tylnej kieszeni. Hermiona, kierując się rozsądkiem, postąpiła tak samo. Po chwili zrozumiała, co dostrzegł chłopak. Troje wysokich mężczyzn w długich, ciemnych pelerynach podążało szlakiem, oświetlając sobie drogę. Najwyższy z nich wskazywał palcem w ich stronę, a reszta śpiesznie poderwała się, podążając w stronę pary. Ian machinalnie wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.

- Złap mnie, szybko! Już za późno na powrót do Nory. Hermiono, nie masz wyboru!

Dziewczyna nie zastanawiała się długo. Sprawnie pokonała dystans dzielący ją od Iana i złapała go za ramię. Usłyszała charakterystyczny trzask i poczuła gwałtowne szarpnięcie. Powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w mugolskiej dzielnicy Birmingham. Przed sobą ujrzała niewielką kamienicę, wyglądała na bardzo starą i zaniedbaną. Okna były popękane, a z drewnianych drzwi schodziła farba. Na pierwszy rzut oka pomyślała, że to jakaś opuszczona rudera, jednak zmieniła zdanie, gdy przekroczyła próg domu. Ciepłe barwy ścian dawały bardzo przyjemną atmosferę, a rozpalony już kominek przyjemne ogrzewał. W mieszkaniu było bardzo czysto, co świadczyło o rzadkim przebywaniu w nim mieszkańców. Wąski korytarz prowadził do salonu, który urządzony był w barokowym stylu. Spory, kryształowy żyrandol wisiał nad lśniącym drewnianym stoliku ze zdobionymi nóżkami. Na ścianach wisiały obrazy, przedstawiające głównie martwą naturę i dzikie zwierzęta. Z dużego okna umieszczonego naprzeciwko drzwi, zwisała sięgająca do kawowego dywanu zasłona w kolorze orzechowym. Naprzeciwko hebanowego kominka stała sofa z aksamitnym, kasztanowym obiciem. Każdy cal pokoju był starannie dopracowany. Wszystkie kolory ze sobą współgrały, tworząc estetyczną całość.

- Rozgość się, ja muszę jeszcze coś załatwić. Wrócę za parę godzin. Dla własnego bezpieczeństwa daruj sobie dzisiaj spacery. - Ian posłał jej swój łobuzerki uśmiech, który bardzo do niego pasował i opuścił budynek.

Dziewczyna korzystając z nieobecności właściciela, postanowiła się rozejrzeć. Może dowie się czegoś o tajemniczym Ianie Redzie. Podeszła więc do kominka. Przypomniała sobie, jak razem z Ronem i Harrym przesiadywała w wieży Gryffindoru siadając przy przyjemnie grzejących płomieniach. Pewnego razu Weasley nawet wyznał jej przypadkowo miłość, gdy ona starała się "naprawić" jego wypracowanie dla Snape'a. Był to chyba jej najszczęśliwszy dzień w całym roku, chociaż zdawała sobie sprawę, że powiedział to tylko dlatego, że oddała mu przysługę. Teraz nawet nie chciała go widzieć, po tym, jak potraktował. Jednak zamiast wściekłości, czuła strach. Nie bała się jednak o siebie — tylko o Rona. W jej głowie rozlegały się natarczywe szepty: "Kochasz go". Hermiona energicznie potrząsnęła głową, chcąc odgonić się od nękających ją szmerów. Starała się zająć swoje myśli czymś innym niż panem Ronaldem Weasleyem. Ale czy Śmierciożercy dotarli do Nory? A może to był zwykły zbieg okoliczności, a mężczyźni nie byli sługami poległego Czarnego Pana? Próbowała się pocieszać, lecz nikt o zdrowych zmysłach nie spaceruje w nocy po lesie w charakterystycznych czarnych pelerynach. Niechętnie znów zwróciła wzrok na kominek, na którym stały drewniane ramki. Zdjęcia w nich się nie poruszały, więc musiały zostać zrobione mugolskim aparatem. Na największej fotografii stała trójka uśmiechających się osób. Leciwy mężczyzna obejmował jednym ramieniem starszą kobietę, a drugą rękę trzymał na ramieniu Iana. Zdjęcie musiało być zrobione parę lat temu, ponieważ chłopak od tego czasu nabrał mięśni i wydawał się wyższy, niż na fotografii. Hermiona zauważyła, że już wtedy był niezwykle przystojny. Kolejne zdjęcie przestawiało nastoletniego Iana z bardzo ładną, brązowowłosą dziewczyną o piwnych oczach. Na pierwszy rzut oka była łudząco podobna do panny Granger. Chłopak czule ją obejmował, a na jej twarzy widniał szczery uśmiech. Hermiona pomyślała, że to na pewno jego dziewczyna, tylko gdzie ona jest? Może zaraz przekroczy próg mieszkania i bardzo zdziwi się na widok niezapowiedzianego gościa. Nie chciała sprawiać problemów i od razu chciała wyjść, jednak nie mogła tak ryzykować. Zwłaszcza że dziś o mały włos nie została schwytana przez Śmierciożerców. Uwagę dziewczyny zwróciła pokaźna, drewniana szafa ozdabiana złotymi kwiatami. Ciekawość wzięła górę i zajrzała do wnętrza, które ukazały pół tuzina flakoników o perłowym połysku - Amortencja. Po co Ianowi eliksir miłosny? Bez wahania wzięła do ręki jedną buteleczkę i przysunęła do nosa. Od razu poczuła woń świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu i... Tak, to zapach szamponu Rona. Czy wszystko, nawet w obcym domostwie, musiało jej go przypominać? Odruchowo schowała do kieszeni jedną fiolkę, chcąc mieć przy sobie, chociaż cząstkę chłopaka i ruszyła w kierunku sofy. Nie spała od wielu godzin, więc korzystając z wolnego czasu opadła na nią i prawie natychmiast usnęła. Jej ostatnią myślą, zanim Morfeusz zabrał ją w swoje objęcia, był wysoki, piegowaty chłopak o niebieskich oczach i rudych włosach.

***

Harry i Ron siedzieli już w autach należących do Ministerstwa. Wybraniec co chwilę nerwowo zerkał na nieprzytomnego przyjaciela, który od paru godzin nie dawał oznak życia. Przed Turniejem Trójmagicznym ćwiczył na nim różne zaklęcia — także Drętwotę, ale chłopak nigdy aż tak długo nie pozostawał nieprzytomny. Wiedział, że Ginny ma potężną magiczną moc, ale tym razem był pod wrażeniem jej umiejętności.

Gdy jeden z Aurorów oznajmił im, że zbliżają się do celu, Rudowłosy ruszył palcem i po chwili gwałtownie uniósł głowę, rozglądając się wokół siebie. Jego wzrok zatrzymał się na siedzącym obok Harrym. Był zdezorientowany, ponieważ jego ostatnie wspomnienie to strumień czerwonego światła, gnającego w jego stronę. Nie wiedział co się z nim działo przez ostatnie godziny.

-Harry, czeeść... Gdzie my jesteśmy i co się dzieje? - Wyszeptał skołowany, ale nagle coś do niego dotarło. - Ginny! - Wrzasnął i zaczął się nerwowo wyrywać, szarpiąc zapięcie od pasów bezpieczeństwa. Mruczał pod nosem niewyraźne przekleństwa, kierowane zapewne do młodszej siostry.

-Ron, uspokój się. Zaraz będziemy na miejscu. Obiecuje ci, że w prezencie na gwiazdkę dostaniesz ode mnie mugolski worek treningowy. Będziesz się mógł wyżyć, a teraz zostaw te biedne pasy w spokoju! - Harry wyraźnie rozbawiony poczynaniami chłopaka, który pewnie nigdy nie zetknął się z pasami. Niestety podczas podróży do Hogwartu w drugiej klasie, w starym, latającym fordzie Anglia zapomnieli o takim czymś jak "bezpieczeństwo".

- Jak mam się uspokoić? Co z Hermioną? Znaleźliście ją? - Ron wpatrywał się z nadzieją w Harry'ego, ale w głębi duszy wiedział, że gdyby na nią natrafili, to siedziałaby tu z nimi, pewnie śmiertelnie obrażona, ale czym to by było w porównaniu do tego, co właśnie przeżywał rudowłosy. Nawet nie wiedział, czy jest bezpieczna. Był wściekły na Ginny. Najchętniej od razu pomaszerowałby do pokoju siostry i wszczął dziką awanturę, lecz to musiało poczekać do czasu ich powrotu. Na pewno tak łatwo jej nie odpuści. Jednak nawet złość na Ginny nie przyćmiła jego nienawiści do samego siebie.

- Ron, zrozum. Ona się o ciebie martwiła!

Harry zaczął bronić swojej dziewczyny, jednak chłopak uciszył go jednym gestem ręki. Nie chciał tego słuchać. Jedyne czego pragnął to zaszyć się w cichym kącie — a najlepiej zniknąć.

Auto się zatrzymało i kierowca oznajmił im, że są na miejscu. Chłopcy wysiedli z pojazdu — Ron jeszcze chwiejnym krokiem, tak, że musiał się wesprzeć o drzwi samochodu. Ich oczom ukazał się wspaniały, pokaźny marmurowy dworek otoczony wysokim żywopłotem. Wokół rosły najróżniejsze kwiaty a trawnik był idealnie przystrzyżony. Powoli zapadał zmierzch. Obydwoje byli bardzo zmęczeni po długiej podróży. Z tego, co dowiedział się od kierowcy, znajdowali się w oddalonej od większych miast wiosce, w Walii. Ron jednak nie zatrzymał się, aby podziwiać uroki posiadłości, tylko wszedł pewnym krokiem do środka. Harry niechętnie za nim ruszył, napawając się jeszcze pięknymi widokami.

W środku dworek był równie zachwycający, co na zewnątrz. Wypolerowane podłogi lśniły, odbijając światło sporych, zwisających z sufitu lamp ze szklanymi kloszami, pokrytymi matowym szkłem. Na piętro wiodły szerokie, białe schody, okryte beżowym dywanem. Ich pokoje były już oznaczone złotymi tabliczkami. Oboje poczuli niemiłe ukłucie w okolicy serca, gdy przechodzi obok tabliczki z inicjałami Hermiony. Harry, chcąc jak najszybciej odwieść myśli w innym kierunku, rzucił do towarzysza, siląc się na jak najbardziej beztroski ton, zabrzmiało to jednak jak posępny jęk.

-Ron, chodź po nasze bagaże. Jestem wykończony, chce się już położyć. Ty się już wyspałeś w trakcie podróży!

Chłopak prychnął złośliwie, ale ruszył na dół. Na jego twarzy było wymalowane poczucie winy i smutek. Chciał zająć czymś pożytecznym. Gdy doszli do auta, Harry podał mu klatkę przykrytą zielonkawym materiałem. Ron nie krył oburzenia.

- Po co zabrałeś tego sierściucha? - Warknął. - Może sprowadź tu jeszcze Kruma!

- Myślałem, że się ucieszysz... No wiesz, on należy do Hermiony. - Odpowiedział speszony. Nie o taką reakcje mu chodziło. Kot wrócił tuż przed ich wyjazdem i nie przemyślał dokładnie, jak Ron może się poczuć. A może w głębi serca miał nadzieję, że dziewczyna będzie już tu na nich czekać?

Ron zabrał swój kufer i powlókł go do swojego pokoju, po czym zamknął się od środka. Harry wypuścił kota, a ten od razu zniknął w krzakach. Musiał przyznać, że Krzywołap wydawał mu się sympatyczniejszy.

Ron leżał na swoim łóżku z baldachimem, podobnym do tego z Hogwartu. Pokój był dość spory jak na jedną mieszkającą w nim osobę. Od czasu, kiedy stali się "bohaterami" całej czarodziejskiej społeczności, traktowani byli z szacunkiem i każdy próbował im dogodzić w miarę możliwości. Pokój wyglądał tak, jakby mieszkał w nim mugolski prezydent. Z sufitu zwisała ta sama lampa, co w korytarzu, tylko ozdobiona drobnymi kryształkami. Pokój wydawał się przytulniejszy, dzięki puchatemu dywanowi w jasno-zielonym odcieniu. Światło z lampek, znajdujących się na balkonie, delikatnie przebijało się przez długie, kremowe zasłony, zawieszone nad szklanymi drzwiami. W rogu stała półka z rozmaitymi książkami, ułożonymi w kolejności alfabetycznej. - Hermionie na pewno by się spodobało. - Pomyślał Ron, widząc oczami wyobraźni, jak dziewczyna wertuje każdą książkę. Jego myśli znowu krążyły wokół pewnej Gryfonki. Starał się przypomnieć sobie jej każdy szczegół. Zaczął od długich, brązowych, kręconych włosów, które teraz tak bardzo chciał pogładzić. Jej ciepłe czekoladowe oczy, z których można było wyczytać wszystkie emocje, które nią targały. Troskę, jaką okazywała mu na każdym kroku. Poczuł mocne ukłucie w sercu. Jak mógł pomyśleć, że Hermiona zmawia się z Krumem? Przecież to niedorzeczne. Chciał, aby mu to wyjaśniła. Pragnął choć jednej rozmowy, jednak teraz było to niemożliwe. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, wyjął z kufra skrawek pergaminu z piórem i zapisał ją trzęsącą się ze złości ręką. Zeskoczył z łóżka i całej siły uderzył pięścią w ścianę, a z jego kostek popłynęła krew. Pragnął bólu. Cierpienie fizyczne jest niczym w porównaniu do tego, jak się teraz czuł - przeżywał katusze. To przez niego nie ma tu teraz Hermiony. Wyszedł z pokoju. Na łóżku został po nim jedynie pomięty świstek papieru, splamiony krwią.

Nazywam się Ronald Weasley 
i jestem winny.


czwartek, 26 czerwca 2014

4. Feralne przyjęcie

-Witam, proszę mi wybaczyć spóźnienie. – Skłonił się i cmoknął dłoń Molly Weasley.
Krum pewnie wkroczył w krąg bawiących się osób. Ubrany był w elegancką, czarną szatę a w dłoni trzymał ozdobną niedużą torebkę i większe pudło okryte materiałem. Podszedł do Fleur, złożył jej życzenia i wręczył mniejszy prezent. Ron poczerwieniał na twarzy a Hermiona chwyciła go czule za dłoń dodając mu pewności siebie. Rudowłosy przypomniał sobie wszystkie chwile, w których Wiktor i jego dziewczyna spędzili razem. Ginny wyznała mu nawet w szóstej klasie, że pomiędzy nimi doszło do pocałunku. Zaraz... JEGO DZIEWCZYNA? Nawet nie rozmawiał z Hermioną o ich relacjach – i jak je określić. Mimo tego, że jej ufał, obawiał się o Kruma. W końcu to ON był szukającym narodowej reprezentacji Bułgarii w quidditcha. Rudowłosy nawet nie zauważył, gdy obiekt jego zazdrości podszedł do nich swoim kaczkowatym chodem. Wzrok miał utkwiony w złączonych dłoniach pary, lecz nie ukrywał radości, gdy Hermiona przerwała uścisk i wyciągnęła do niego rękę, w geście powitania. Odwzajemnił uścisk i delikatnie pociągnął dziewczynę w swoją stronę i przytulił ją przyjacielsko. Hermiona nie wiedziała jak ma się zachować. Z jednej strony ucieszyła się z przybycia jej przyjaciela, z którym już od dawna nie korespondowała z powodu wydarzeń ubiegłego roku, jednak wiedziała, że Ron nie jest zachwycony jego obecnością. Odsunęła się delikatnie od Wiktora, a ten z uprzejmością wyciągnął dłoń do jej Rudowłosego towarzysza, który niechętnie uścisnął mu rękę.
-Miło was widzieć. Gdzie Harry? Hermijonina, wyglądasz cudownie. Mam dla ciebie prezent. – Krum położył przed nią większe pudło okryte zielonkawą płachtą. – Gdy go znalazłem, od razu o Tobie pomyślałem. Mam nadzieję, że zaprzyjaźni się z twoim Krzywołapem.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na myśl o jej ukochanym kocie, który zaginął, gdy został w Norze. Ginny twierdziła, że pewnego dnia wyszedł i już nie wrócił.
Odrzuciła materiał i jej oczom ukazała się pozłacana klatka, w której smacznie drzemał czarny kot, z rdzawymi pręgami na ogonie i łapkach.
-Oh, jest cudowny! Miło, że o mnie pomyślałeś. Naprawdę uroczy gest z twojej strony. Niestety nie wiem co na to Krzywołap. Uciekł jakiś czas temu i czekam na jego powrót.
- Znalazłem tego kota na Pokątnej, gdy wybierałem prezent. Nie chciałem go tam zostawić, więc obiecałem mu, że oddam go odpowiedzialnej osobie. Stąd moje spóźnienie. Krzywołap na pewno do ciebie wróci. Nie sposób o tobie tak łatwo zapomnieć.
Zakończył swoją wypowiedź szelmowskim uśmiechem. Ron poczuł, że zbiera się w nim fala niepohamowanej złości, więc bez słowa oddalił się od Hermiony, która czule drapała za uchem swojego nowego pupila i opadł na starą sofę. Dziewczyna widząc zachowanie Weasleya przeprosiła Wiktora i postanowiła uspokoić roztrzęsionego rudzielca.
-Ron, wszystko w porządku? -zapytała cicho i przysiadła się obok. – Naprawdę, nie ma powodu do złości. Krum jutro wróci do Bułgarii i znowu będzie jak dawniej.
Chłopak nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją do siebie, a ona oparła głowę na jego torsie. Bał się przyznać, że jest zazdrosny, że Krum nie wróci jutro samotnie, lecz zabierze mu to, co dla niego było jak skarb – Hermionę. Znowu miał syndrom niższości. Kim był wobec wielkiego Wiktora Kruma? Wysportowany, utalentowany, bogaty... A on nie mógł jej nawet zabrać na romantyczną kolację w mugolskiej restauracji, nie wspominając zapewnieniu godnej przyszłości. Wprawdzie Pan Weasley dostał podwyżkę, ale pieniądze oszczędzał na zakup nowego samochodu, Ron nawet nie śmiał go poprosić o knuta, ponieważ gdyby nie on i Harry auto stałoby przed Norą. Z rozmyślań wyrwał go niski męski głos.
-Czy mogę prosić do tańca? -Wiktor skłonił się uprzejmie w kierunku Hermiony, a Ron niechętnie wypuścił ją z objęcia, czując, że powinien za wszelką cenę zatrzymać ją przy sobie.
- Zaraz wracam. – Przelotnie pocałowała go w policzek i weszła pod rękę z Krumem w krąg pląsających w takt muzyki gości. Zatrzymali się obok wesoło podrygującej Ginny, która trzymała jedną ręką Harry’ego, a drugą Georga – a raczej sam tułów Bliźniaka, ponieważ założył jeden ze swoich wynalazków – Bezgłowy Kapelusz. Hermiona uśmiechnęła się w duchu. Bardzo ją cieszył powrót wygłupów Georga, chociaż wiedziała, że nigdy już nie będzie taki jak dawniej. Wiktor wziął jej rękę i okręcił. Po chwili wesoło wymachiwali rękami i podskakiwali w takt. Gdy muzyka zwolniła, dziewczyna wykręciła się zmęczeniem i razem ruszyli w kierunku stołu z napojami. Hermiona jeszcze raz zachwyciła się wystrojem Nory. Miała w tym, co prawda swój mały udział, jednak to w większości zasługa Pani Weasley. Podłoga – która służyła jako parkiet – Mieniła się różnymi kolorami, a muzyka została puszczona z telewizora, który podarowała rodzinie Weasley. Percy rzucił zaklęcie, przez co dźwięki dochodzące z głośników stawały się bardziej donośne. Na stołach znajdowały wazy napełnione rozmaitymi daniami i dzbany pełne wina i soku dyniowego.
-Hermijonino. – Zaczął Krum. Widocznie zapomniał już o lekcjach, jakich udzielała mu w Hogwarcie, ucząc go poprawnego wypowiadania jej imienia. – Mam propozycję. A raczej zaproszenie dla Ciebie i Rona. Wiem, że jesteście zmęczeni i nie macie czasu, aby pobyć ze sobą. Tutaj, w Norze, jest bardzo przyjemnie, jednak nie sądzę, abyście mieli choć odrobinę prywatności. Chcę was zaprosić do mojej posiadłości w Meksyku a dokładniej w Cancún. Dostałem ją kiedyś, od drużyny, ale nie odwiedzam jej. Willa jest ogromna, przez co jeszcze bardziej doskwiera mi samotność. Chce, aby ktoś miał z niej uciechę. Jest naprawdę cudownie. Niech to będzie mój prezent dla ciebie na przyszłe urodziny – 19 września. Dobrze pamiętam? Żałuje wprawdzie, że to nie na mnie patrzysz tak czule, ale Ron jest świetnym chłopakiem i cieszę się, z twojego szczęścia.
-Oh, Wiktorze! – Dziewczyna rzuciła mu się na szyje, radośnie podskakując. – Jesteś cudowny! To wspaniała propozycja i na pewno z niej skorzystamy oboje. Nie wiem, jak Ron to odbierze... Wiesz, ta jego duma. Na razie nic mu nie powiem, poczekam na odpowiedni moment. – Jeszcze raz objęła go przyjacielsko. – Dziękuje Ci z całego serca.
***
Ron co jakiś czas spoglądał na tańczącą parę. Krążył wokół gości, obserwując każdy gest i ruch Kruma i Hermiony. Czuł jak z każdą chwilą rośnie w nim nienawiść do Bułgara. Nigdy nie czuł się aż tak zazdrosny. Najchętniej zamknąłby dziewczynę w pokoju i zakazał wychodzić, dopóki niechciany gość nie opuści kraju, niestety wiedział, że Brązowowłosa zbuntowałaby się, twierdząc, że ją więzi, więc zostawił ten plan w spokoju, nie chcąc pogarszać sytuacji. Nagle muzyka zwolniła, więc znów obserwował dalsze poczynania pary. Uspokoił się, gdy Hermiona zeszła z parkietu i poszła w kierunku stołu, a za nią podążył Wiktor. Podszedł bliżej z myślą, że może uda mu się podsłuchać, jednak zamierzenia te udaremniła muzyka, która dudniła tuż nad jego uchem. Obszedł więc szerokim kołem stół, tak aby żadne z nich nie zwróciło uwagi na szpiega. Gdy znalazł się za ozdobną zasłoną miał świetny widok na rozmawiającą parę.
-Oh, Wiktorze! – Usłyszał wyraźnie głos swojej dziewczyny. Był zaskoczony, gdy ta przytuliła się do Kruma. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Może po prostu się potknęła i wpadła na niego niefortunnie?
- Jesteś cudowny! To wspaniała propozycja i na pewno z niej skorzystamy oboje. Nie wiem, jak Ron to odbierze... Wiesz, ta jego duma. Na razie nic mu nie powiem, poczekam na odpowiedni moment. Dziękuje Ci z całego serca!
I znowu go objęła! – Po co ja się oszukuje- pomyślał Ron. Hermiona ma przed nim tajemnice. Na pewno chce z nim uciec- gdzieś daleko, gdzieś gdzie taki nijaki Weasley nie przeszkodzi jej w spełnianiu marzeń, robienia kariery. W końcu co rudzielec mógł jej podarować? Zapewniłby jej przyszłość, na jaką zasługuje? „Jesteś cudowny”. To zdanie cały czas dudniło w jego uszach. Chłopak nie mógł tego słuchać. Chciał zapaść się pod ziemię, jednak jego „duma” nie pozwalała mu na to. Stał tak chwilę, nie wiedząc co robić. Był wściekły na Hermionę, na Kruma i na siebie. Łzy złości wezbrały się w jego oczach, szybko przetarł je skrawkiem rękawa i wyłonił się z ukrycia. Wyszedł tak gwałtownie, że ozdobne zasłony owinęły mu się wokół nogi i runął na ziemie. Tak. To był najgorszy dzień jego życia. Co tam Śmierciożercy, Voldemort czy poszukiwanie Horkruksów, gdy jego dziewczyna planuje go zostawić a on, upokorzony zbiera się spod stóp jej „nowego ukochanego”.
Dziewczyna widząc leżącego Rona podbiegła mu pomóc, jednak ten gwałtownie odepchnął jej rękę, łypiąc na nich groźnym wzrokiem. Muzyka ucichła i wszyscy zaproszeni goście, jak i domownicy spojrzeli w kierunku źródła hałasu.
-Co się stało Ron? O co chodzi? -Hermiona była zdezorientowana agresywnym zachowaniem chłopaka. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Przez chwilę pomyślała, że jest pijany, jednak widząc, jak szybko wstaje na nogi, wyciąga różdżkę i celuje w Kruma stwierdziła, że pijany człowiek nie zachowuje takiej koordynacji ruchowej.
-Przerwałem Wam? Przepraszam. – odezwał się głosem pełnym pogardy – Nie musisz czekać na odpowiedni moment. Możesz ze mną porozmawiać tu i teraz. Chociaż... Wiesz co? Nie musisz! Widzę przecież, jak się zachowujecie. „Zakochani”. Hermiono, proszę. Możesz już dziś spakować swoje rzeczy i weź ze sobą też tego sierściucha. Wyruszysz w drogę z Wiktorkiem! Mam nadzieje, że wyślecie mi zaproszenie na ślub! A teraz wynoś się! No już! Nie chce cię tu więcej widzieć!
Hermiona nie wiedziała, co ma robić, co powiedzieć. Stała, ale nogi miała jak z waty. Wszyscy milczeli, jedynie czarny kot przeraźliwie syczał i próbował wydostać się z klatki. Ron był w prawdziwej furii. Nie spodziewała się, że chłopak, którego znała tyle lat, może okazać się tak agresywny- nawet w stosunku do niej. Nie czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Ze łzami w oczach wybiegła z Nory, nie wiedząc gdzie zmierza. Zignorowała krzyki Harry’ego, który chciał za nią pobiec, jednak Ron zagrodził mu drzwi, rzucając obelgi w kierunku dziewczyny. Nie rozumiała zachowania chłopaka. Po dłuższym dystansie zatrzymała się i opadła na ziemię. Noc była bezchmurna, ale nie dostrzegła na niebie żadnej gwiazdy- jak by się przed nią ukryły. Co ona takiego zrobiła? Jedynie księżyc oświetlał jej przestrzeń. Próbowała rozszyfrować zachowanie Rona, jednak nic nie składało się w spójną całość. Co do ich wyjazdu miał Wiktor? Dlaczego teraz wszystko legło w gruzach, gdy miało być już tylko lepiej? Zakryła twarz dłońmi i zaniosła się płaczem. Nie wiedziała, gdzie jest i gdzie może się teraz udać. Przed sobą widziała tylko ciemny las i pola. Nawet nie wiedziała jak wrócić do Nory. Z rozpaczy wyrwał ją lodowaty wiatr. Podniosła głowę i ujrzała ciemną postać zmierzającą w jej kierunku. Z początku ucieszyła się, pomyślała, że to Ron zrozumiał swoje zachowanie i poszedł jej poszukać. Gdy postać była wystarczająco blisko i blask księżyca oświetlił twarz tajemniczego wędrowca, była w szoku.
-Co ty tutaj robisz? -Zapytała drżącym głosem.
***
Gdy goście opuścili Norę zapadła cisza. Dopiero Harry przerwał milczenie i wyrzucił pełne żalu obelgi w kierunku Rona.
-Powiedz, co ty sobie wyobrażałeś, ty debilu? Wygoniłeś Hermionę w środku nocy! Kto wie, co ją tam spotka? Trzeba jej poszukać, słyszysz?
Rudowłosy siedział na fotelu i spokojnie wysłuchiwał obelg z ust Harrego, później Ginny, następnie Billa, Fleur – której zniszczył przyjęcie. Na końcu Państwo Weasley, którzy byli wstrząśnięci całą tą sytuacją. Molly cały czas powtarzała zdania typu: „Nie tak cię wychowałam”, „Brak szacunku do kobiet”, „Skończysz kiedyś w Azkabanie”.
Ron jednak nie słuchał uwag na swój temat. Rozmyślał o dziewczynie. Gdy emocje opadły stwierdził, że jednak mógł z nią porozmawiać spokojnie. Może wyjaśniłaby, dlaczego zrobiła mu nadzieję, a później bezdusznie odtrąciła. Bał się o dziewczynę, nie wiedział gdzie jest, co robi, czy jest bezpieczna? A może Krum już ją odnalazł i razem siedzą przy kominku w Bułgarii? Z rozmyślań wyrwał go trzask w kominku. Obrócił się z nadzieją, że ujrzy w nim Hermionę, która zdecydowała się jednak z nim porozmawiać. Jednak w kominku nie było brązowowłosej czupryny ani dużych brązowych oczu – lecz czarnoskóry Minister Magii – Kingsley Shacklebolt.
-Witam, proszę mi wybaczyć tak późną porę, ale to nie może czekać. Wiem, że przyjęcie się skończyło. Spotkałem Wiktora Kruma, który próbował wejrzeć do spisu animagów i poinformował mnie o nieprzyjemnym incydencie w państwa domu. -Przemówił powolnym, głębokim głosem.
Pan Weasley od razu podbiegł do kominka i schylił się tak, jak by nie chciał przepuścić ani jednego słowa, wypływającego z ust łysego mężczyzny. Ron jakby sparaliżowany opuścił głowę na oparcie. Więc jednak Hermiona nie jest z Krumem? Może wyciągnął pochopne wnioski? Poczucie winy nie dawało mu spokoju. Jego cały świat właśnie wypadł mu z rąk. Wypadł? On go sam wyrzucił.
-Pan Potter, pan Weasley i panna Granger muszą jak najszybciej udać się w bezpieczniejsze miejsce. Już wysyłam po nich samochody, będą na miejscu wczesnym rankiem. Nie mogę wam zdradzić, gdzie ich zabieram, ponieważ sieć Fiuu może nie być całkowicie zaufanym środkiem kontaktu. Musicie jak najszybciej sprowadzić waszą przyjaciółkę inaczej pojedziecie bez niej a poszukiwaniami zajmą się nasi Aurorzy. Arturze, spotkamy się jutro w ministerstwie i wszystko ci wyjaśnię. – Kingsley zwrócił się teraz poważnym tonem do Harrgo i Rona – Jedno jest pewne. Nie jesteście bezpieczni. Teodor Nott, syn Notta Sr. Zwołuje wszystkich nieschwytanych Śmierciożerów. Chce pomścić zamknięcie ojca w Azkabanie. Spakujcie najważniejsze rzeczy i czekajcie.
Czarnoskóry zniknął w płomieniach, pozostawiając oniemiałych domowników. Ron zapadł się w fotelu, ściskając nerwowo oparcie a Potter chodził nerwowo po pokoju kopiąc to, co stawało mu na drodze. Nie oszczędził nawet klatki z kotem Hermiony, który nie czekając, wyskoczył z niej i pobiegł na dwór. Ginny objęła kolana i kołysała się w rytm wskazówek mugolskiego zegarka Harry’ego.
Po chwili Ron odezwał się niepewnie, nie wierząc w to, że przyjaciele tak szybko zapomną o jego zachowaniu. Sam nie wiedział, czy kiedykolwiek sobie to wybaczy.
- Idę jej szukać.

3. Nowe nabytki

-Pobudka! … Hermiona, wstawaj. WSTAWAJ JUŻ!

Brązowowłosa zerwała się z łóżka i odruchowo spojrzała na zegarek, który wisiał nad drzwiami, było bardzo wcześnie, więc nie rozumiała pośpiechu przyjaciółki. Powoli wstała, ale zmęczenie dawało się jej we znaki. -Trzeba było wcześniej iść spać- pomyślała dziewczyna, przecierając oczy. Rozejrzała się po pokoju sennym wzrokiem. W nogach swojego łóżka siedziała zniecierpliwiona Ginny, obrzucając ją zniecierpliwionym spojrzeniem. Za oknem słońce ledwie co przebijało się przez poranną mgłę.

-Ile można spać? Ja rozumiem, jesteś zmęczona, ale żeby w takim dniu! Jeszcze nie mamy sukienek, pamiętasz? HALO ZIEMIA DO HERMIONY!

-Spokojnie, do przyjęcia zostało sporo czasu, zdążymy wybrać się do sklepu. -W tym momencie usłyszała burczenie swojego brzucha. – Ale najpierw śniadanie, Ginny!

Dziewczęta roześmiały się i zaczęły przygotowywać się do wyjścia. Miały zamiar od razu po posiłku wyruszyć na Pokątną. Hermiona zgarnęła najpotrzebniejsze rzeczy do swojej torby, która nadal była zaczarowana zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym.

Schodząc po schodach, od razu zauważyła Rona, który obdarzył ją ciepłym uśmiechem. Usiadła naprzeciwko niego i wzięła ze stołu tosta z dżemem. Pani Weasley była bardzo zdenerwowana, chciała, aby wszystko wypadło idealnie, w końcu to jej synowa dziś obchodziła urodziny. Chciała wynagrodzić Fleur to, że wcześniej odnosiła się do niej bardzo niemiło, wręcz opryskliwie. Na śniadanie zszedł nawet George, lecz on nie podzielał entuzjazmu z wydawania przyjęcia. Jednak z uprzejmości nie mógł odrzucić zaproszenia. Przywitał się ze wszystkimi bardzo ciepło jednak z pewnym dystansem.

-Dziękuje Molly, jak zawsze było pyszne – Powiedziała Hermiona, podnosząc się z krzesła i zmierzając ku kominkowi, za nią ruszyła Ginny.

-A gdzie wy kochaniutkie się wybieracie? Zostawicie mnie samą z przyjęciem? Jeszcze jest tyle do zrobienia. – żachnęła się Pani Weasley.

-Mamo, zaraz wrócimy. Nie mamy jeszcze prezentu dla Fleur.

W tym momencie dziewczyny rzuciły proszkiem Fiuu i znalazły się na Pokątnej. Jak zwykle obrazy chaotycznie zaczęły się zmieniać. Teleportacja była przyjemniejsza, jednak Rudowłosa nadal nie opanowała tej umiejętności wystarczająco dobrze.

-Ginny, na śmierć zapomniałam o prezentach! -Wykrzyknęła przerażona Hermiona, gdy znalazły się już na miejscu. Na Pokątnej jak zawsze było sporo ludzi jednak sklep Freda i Georga tym razem świecił pustkami. Od ponad miesiąca był zamknięty i nic nie zapowiadało jego ponownego otwarcia.

-Oh spokojnie, zaraz pójdziemy kupić jakiś drobiazg, ale może najpierw suknie?

Dziewczyna ochoczo przytaknęła głową i ruszyły ku ogromnemu szyldowi „Madame Malkin”. Wchodząc do sklepu, zadzwonił maleńki dzwoneczek i za ladą wyłoniła się wysoka kobieta, uśmiechając się przyjaźnie do gości. Sklep wydawał się schludny, stało tam mnóstwo szaf oznaczonych rozmaitymi szyframi.

-Witam? Czego szukacie, kochaniutkie? Nowych szat wyjściowych, a może codziennych?

Nie czekając na odpowiedź, klasnęła w dłonie i dwie miarki zaczęły mierzyć dziewczyny w każdym możliwym miejscu.

-Em, właściwie szukamy sukni na bal -odpowiedziała nieco zbita z tropu Ginny rozglądając się za czymś odpowiednim.

-Ah, doskonale. Mam coś idealnego! – Podeszła do wielkiej szafy i zaczęła przeglądać suknie.

- Tak, to będzie dla Ciebie, bardzo stylowe, ahh, a tu coś szykownego. Taaak, to będzie pasowało idealnie.

Zaprowadziła zaskoczone dziewczyny do przymierzalni i każdej wręczyła pokrowiec z suknią. Dziewczyny zasłoniły się kotarą. Pierwsza wyszła Ginny. Miała na sobie zieloną suknie na ramiączkach sięgającą za kolana. Kolor idealnie podkreślał jej brązowe oczy. Dół sukni był rozkloszowany a w pasie szeroka kasztanowa kokarda. Szczupłe dłonie przyozdobiła rękawiczkami wieczorowymi w tym samym kolorze co kreacja. Zaraz po niej wyszła Hermiona. Ubrana była czarną, elegancką suknie dotykającą ziemi. Wykwintność sukni podkreślał ciemny szal, który dziewczyna zarzuciła sobie na ramiona. Na wyciętych plecach znajdowała się delikatna koronka, a w tali oplatał ją drobny, złoty łańcuszek z perełkami.

-Wyglądasz pięknie! -powiedziały dziewczyny w tym samym czasie, spoglądając na siebie z podziwem.

-Tam są lustra, kochaniutkie. Buty możecie dobrać sobie w tamtym pomieszczeniu — Wskazała im palcem pokój obok lady, mrugając do nich. - Wyglądacie zniewalająco, na pewno zawrócicie w głowie niejednemu chłopakowi.

Przyjaciółki bez zawahania się zapłaciły za udane zakupy i wyszły ze sklepu w świetnych humorach. Podążały teraz w kierunku jubilera, aby kupić coś równie pięknego dla Fleur. Jednak gdy dotarły do budynku, drzwi były zamknięte.

-No pięknie. I co teraz? -zapytała oburzona Weasleyówna.

Jednak nie musiały długo czekać, bo w tym samym momencie podbiegł do nich młody chłopak.

-Przepraszam, musiałem na chwile wyskoczyć... Coś załatwić, zapraszam do środka.

Otworzył drzwi i przepuścił dziewczyny pierwsze. „Ah, gdyby Ron był taki kulturalny” pomyślała Hermiona i spojrzała w kierunku chłopaka. Nie był wiele starszy od niej, ale za to, jaki przystojny. Jego ciemne oczy i włosy idealnie komponowały się z białą koszulką opinającą jego dobrze zbudowane ciało.

-W czym mogę pomóc? -Przerwał dziewczyną podziwianie jego osoby, Ginny również wydawała się bardzo zadowolona z takiej obsługi. Rudowłosa zaczęła więc przyjaźnie wyjaśniać, czego potrzebują.

-Szukamy prezentu dla koleżanki. Myślałam nad jakimś zestawem. Może kolczyki i wisiorek?

Hermiona ochoczo przytaknęła przyjaciółce. Chłopak uśmiechnął się do niej zawadiacko i schylił się do szklanej gabloty, wyciągając aksamitne pudełeczko.

-To najnowsza kolekcja, niedrogi, a zarazem bardzo efektowny komplet.

Gdy otworzył szkatułkę dziewczyną aż odebrało mowę. Drobny wisiorek w kształcie serca wysadzany był białym Agatem i cyrkoniami, a kolczyki miały zarys pojedynczej łzy, która mieniła się tymi samymi ozdobnymi kamieniami.

-Agaty stymulują kreatywność i zwiększają możliwości intelektualne. -Zaczął chłopak, przerywając im podziwianie biżuterii- Pomaga rozproszyć strachy i dodaje odwagi, stosuje się go również, aby spowodować przypływ powodzenia życiowego i obfitości. Agat biały – wskazał na kolczyki – noszony przy sobie chroni przed zagrożeniem.

- Mógłby Pan to nam jakoś ładnie zapakować? – zapytała Hermiona, spoglądając z podziwem na chłopaka.

-Pan? -roześmiał się i wyciągnął rękę do zaskoczonej brązowowłosej – Jestem Ian, Ian Red.

-Hermiona Granger, a to moja przyjaciółka. Ginny Weasley. Bardzo nam miło Cię poznać…

-Tak, ale musimy już lecieć -przerwała jej rudowłosa, biorąc torebeczkę z prezentem i ciągnąć ją do wyjścia.

- Do zobaczenia Ian!

Rzuciła pośpiesznie. Szły przez jakiś czas w milczeniu, lecz Hermiona nie wytrzymała i zapytała z nieukrywaną złością:

-Co to było? Nie mogłaś zachować się kulturalnie? Co on teraz sobie o nas pomyśli?

-Ha! Ja już wiem, co on sobie tam myślał, ale o TOBIE! Wpatrywał się w ciebie, jak w obrazek, gdybym tego nie przerwała to by się zakochał chłopak.. A przecież ty już masz Rona.

Ginny zerknęła na Hermione, jak by chciała rozszyfrować jej wyraz twarzy.

-Ginny, Ginny, czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosna? Przecież wiesz, że Twój brat jest dla mnie bardzo ważną osobą. Nie wątp w moją moralność!

Dziewczyna roześmiała się i objęła ramieniem przyjaciółkę.

-Wracajmy, trzeba jeszcze pomóc w przygotowaniu imprezy.

***

Wieczorem, gdy wszystko było gotowe na przyjęcie gości, każdy udał się do swojego pokoju, aby trochę odpocząć i zacząć się ubierać. Ginny i Hermiona nie mogły się już doczekać, aby pokazać światu ich kreację. Gdy rudowłosa zajęła łazienkę, rozległo się pukanie do drzwi.

-Kto tam? -rzuciła Granger, gdy próbowała wyprostować swoje niesforne włosy, które prawie spaliła, gdy usłyszała głos Rona.

-To ja, mogę wejść?

-NIE! Nie możesz mnie zobaczyć, jestem jeszcze nie gotowa -odparła pośpiesznie – zobaczysz mnie, ale później. Za 10 min będę na dole!

W odpowiedzi usłyszała skrzypiące schody. Musiał zejść do kuchni, pewnie wszyscy są już gotowi. Podeszła do lustra i jeszcze raz zachwyciła się swoim wyglądem. Dodała parę drobiazgów, które idealnie komponowały się ze suknią. Ginny właśnie wyszła z łazienki. Hermiona kiwnęła głową na znak, że wygląda pięknie i razem ruszyły ku schodom. Salon był pięknie ozdobiony, długimi girlandami, mugolskimi balonami i serpentynami. Przy suficie latały piękne, kolorowe motyle. W kątach pokoju wybuchały maleńkie zimne ognie, które układały się za każdym razem w inne życzenia urodzinowe. Hermionie ogarnęło dziwne uczucie. Gdy ona i Ginny świetnie bawiły się na Pokątnej, Pani Weasley dawała z siebie wszystko, aby przyjęcie wyglądało jak najlepiej.

Dziewczyny schodząc teatralnie opierały swoje dłonie, na wypolerowanej poręczy, obserwując twarze zebranych. Harry uśmiechał się do rudowłosej, a Ron stał z otwartą buzią.

-Wyglądasz... Zjawiskowo! – wydusił, gdy Hermiona podeszła i złapała go pod rękę, a on delikatnie musnął ustami jej policzek.

-No no, Hermiono! Nie chcesz może zmienić Weasleya na jakiś lepszy model? – odezwał się George. Wszyscy wpatrzyli się w niego z nieukrywanym zdziwieniem. Pierwszy raz od pamiętnej bitwy bliźniak zażartował. Nawet Ron nie oburzył się, gdy usłyszał ten obrażający jego osobę komentarz, tylko podszedł do brata i poklepał go po plecach.

-Cieszę się, że wróciłeś – odezwał się do niego, tak, że tylko sam George mógł go usłyszeć.

Wszystkim zaczęły dopisywać humory. Nawet zaczęli podrygiwać w rytm muzyki, gdy zaczęli się schodzić pierwsi goście. Pani Weasley niecierpliwie oczekiwała reszty zaproszonych, chciałaby wszyscy byli na miejscach, gdy Fleur zjawi się tutaj z Billem. Nerwowo spoglądała na swój zegar. Zarządziła ciszę, gdy wskazówka z imieniem jej najstarszego syna przesunęła się na „w podróży”

Gdy drzwi otworzyły się, wszyscy zaczęli śpiewać „sto lat”, krzyczeć „niespodzianka”. Nikt nie ustalił niestety wspólnej wersji, ale Fleur wydawała się bardzo szczęśliwa. Uściskała wszystkich i ucałowała Molly, której łzy wzruszenia spływały po policzkach.

Radosną atmosferę jednak zakłóciło niespodziewane pukanie do drzwi. Pani Weasley podeszła do drzwi, mrucząc coś, o spóźnialskich i otworzyła ostatniemu zaproszonemu na przyjęcie.

Wściekłość Rona była jednak większa, od zdziwienia Hermiony, gdy w drzwiach ukazał się nie kto inny, jak Wiktor Krum.