Dwudziestosześcioletni mężczyzna przemierzał błotniste alejki z opuszczoną głową. Cienie pod oczami i zapadnięte policzki wskazywały na zmęczenie. Zobojętniały podążał wydeptaną drogą. Gdy dotarł do zamierzchłego dębu, podniósł głowę i z bólem spojrzał na kamienną tablicę. Chociaż przychodził tutaj regularnie, widok ten nadal sprawiał mu ból. W dłoni trzymał dwa znicze oraz bukiet czerwonych i białych róż, które jak co tydzień stawiał na szarym, marmurowym grobowcu. Jednak dzisiejszy dzień był inny. Nie nazwałby go wyjątkowym, jednakże dziś mijał rok od momentu, gdy jego życie uległo diametralnej zmianie. Wokół zadbanego pomnika rosły białe chryzantemy. Mężczyzna przetarł rękawem czarnej kurtki ławeczkę i usiadł, nadal smutno wpatrując się w tablicę nagrobka.
Hermiona Jean Weasley (zd. Granger)
Ur. 19.09.1979 r.
Zm. 13.03.2006 r.
Rose Weasley
Ur. 13.03.2006 r.
Zm. 13.03.2006 r.
- Bo widzisz Hermiono. - Zaczął szeptem, tępo wpatrując się w przestrzeń. - Nigdy nie myślisz, że ostatni raz jest ostatnim razem. Myślisz, że będzie więcej. Myślisz, że masz wieczność, ale nie masz. Potrzebuje znaku, że coś się zmieni. Potrzebuje powodu, żeby żyć dalej. Potrzebuje nadziei. Potrzebuje ciebie.
Ron spojrzał w niebo i zaniósł się cichym chichotem.
- A pamiętasz, jak pierwszy raz się spotkaliśmy? Nigdy nie uważałem cię za denerwującą. Z biegiem czasu myślę, że ci po prostu zazdrościłem. Ty nigdy nie odmówiłaś mi pomocy. Pamiętasz, jak pod koniec piątego roku siedziałaś ze mną do późnej nocy, tylko po to, żebym jakoś zaliczył sumy?
- Czytam już ósmy raz o Kłaposkrzekach i o przyrządzeniu wywaru nasennego z raptuśnika, ale nadal nic z tego nie rozumiem. Jest 3 w nocy Hermiono, to koniec. Wszystko zdam na wielkie T z wykrzyknikami!
- Więc czytaj uchem, a nie brzuchem, Ron. Ja w ogóle nie jestem zmęczona i mogę posiedzieć jeszcze z tobą i wszystko od początku wytłumaczyć. Zaraz znowu przestudiujemy wszystko. Może powtórzymy teraz eliksiry? Żółć pancernika jest składnikiem eliksiru...
- No... Co?
Dziewczyna zakryła dłonią usta a na jej policzkach wykwitły czerwone rumieńce. "Czytaj uchem, a nie brzuchem" ... To oczywiste, że była zmęczona, ale chciała pomóc przyjacielowi w nauce. W końcu razem z Harrym mają treningi quidditch'a i ciężko zorganizować mu czas w dzień. Poza tym bardzo chciała, aby w następnej klasie mieli jakieś wspólne lekcje. Po prostu chciała mu pomóc. Od jakiegoś czasu czuła się za niego odpowiedzialna. Nie traktowała go już jak zwykłego przyjaciela. Pragnęła, aby był kimś więcej.
- Przepraszam cię. - Wymamrotała bardzo zawstydzona.
- Za co? Wyjaśnij mi lepiej, co to jest ta żółć pancernika. - Powiedział oburzony. Oczywiście wyłapał pomyłkę Hermiony, ale widział, że była zmęczona. Mogłaby się położyć, a jednak siedziała z nim w pokoju wspólnym i wałkowali te same tematy po raz kolejny. Szczerze sam nie wiedział, czy gdyby w końcu to zrozumiał jakieś pojęcie, to czy by się przyznał. Cieszyły go wspólne chwilę z Hermioną. Odpowiadało mu to, że w końcu mogą razem spędzić czas. Sami.
- Oh Ron, czasem myślisz więcej, niż wiesz. - Odpowiedziała cicho, dziękując w duchu, że nie dosłyszał wpadki.
Uśmiechnął się do siebie, wspominając wspólne chwile. Miło wspominał każdy czas, gdy była przy nim Hermiona. W swoim krótkim małżeństwie nie zawsze się zgadzali, ale zawsze dochodzili do kompromisu. On - nie chciał się kłócić, Ona - nie chciała wszczynać awantur. Już dość czasu zmarnowali na szkolne spory.
- Muszę ci wyznać, że pomimo tego, że nasza misja poszukiwania horkruksów była niebezpieczna, to ja naprawdę doceniałem każdą chwilę z tobą. Po prostu cieszyłem się twoją obecnością. Pamiętam, jak troskliwie się mną opiekowałaś, gdy moje ramię nie chciało ze mną współpracować.
W niedawno co rozbitym namiocie, na starym, powycieranym materacu leżał rudowłosy chłopak, z podpuchniętymi oczami. Krzyczał z bólu i oblewały go zimne poty. Hermiona krzątała się po prowizorycznej kuchni, a na jej twarzy widoczne było skupienie. Dokładnie odmierzała krople różnokolorowych mikstur do szklanej miseczki, co jakiś czas przerywając czynność, aby wymieszać pięknie pachnącą zupę, gotującą się na ogniu. Gdy usłyszała głośny pisk, posłała chłopakowi zaniepokojone spojrzenie, po czym nalała do niewielkiego kubka trochę zupy, dolewając do niej odmierzone ilości eliksirów.
- Ron - zaczęła cicho - zjesz trochę? Jesteś bardzo osłabiony, musisz jeść! - Zaprotestowała, gdy zaczął przecząco kiwać głową. Podłożyła mu jeszcze jedną poduszkę pod głowę i zamieszała łyżką w daniu.
- Jest przepyszna, sama ją zrobiłam. - Ron jeszcze żwawiej zaczął protestować, jednak ona już ostudziła zupę na łyżce i wlała mu do ust. Gdy przełknął, ze zdziwieniem stwierdził, że faktycznie, nie jest najgorsza, ale do ideału dużo jej brakowało. Gdy uporał się z całą porcją, Hermiona chciała wstać i odnieść naczynie, jednak on automatycznie złapał ją za nadgarstek zdrową ręką i spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy.
- Jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić, Ron? - Zapytała z troską w głosie.
- Proszę, zostań ze mną. - Wyjąkał. Dziewczyna posłała mu czuły uśmiech i usiadła na drewnianej pryczy, obok chłopaka, a on pociągnął ją delikatnie w swoją stronę, tak, że położyła się obok niego, opierając swoją głowę na jego piersi.
- Dziękuje - wyszeptał w jej włosy. - za to, że po prostu jesteś. Za wszystko.
Hermiona mocniej wtuliła się w chłopaka, lecz szybko poluźniła uścisk, gdy jęknął z bólu.
- Nie - zaprotestował - Jest taki ból, który się znosi, tylko po to, aby zaznać chwili szczęścia. - Poprawił poduszkę i przymknął oczy. - Jeśli to jest tylko sen, to ja nie chce się obudzić.
Do dziś tak uważał. Zniósłby każdy fizyczny ból, tylko po to, aby choć przez chwilę trzymać ją w swoich ramionach, czuć jej zapach i aksamitną skórę pod opuszkami palców. Jego piękny sen pewnego dnia zmienił się w najgorszy koszmar. Śmierć Hermiony i jego nienarodzonej córki była dla niego końcem świata. Jego osobistą apokalipsą. Nadal oddychał, jadł, serce biło, ale jego stan to tylko przybliżona śmierć. Oczywiście - Harry, Ginny, wszyscy Weasley'owie i rodzina Hermiony, którą razem odnaleźli parę miesięcy po bitwie, również była rozbita. Każdy starał się pomóc mężczyźnie po utracie żony, jednak on nie dopuszczał do siebie nikogo. Zamykał się w sypialni, którą niegdyś dzielił z Hermioną i odtrącał wszystkich, nawet swojego przyjaciela Harry'ego, który również długo nie mógł pogodzić się ze śmiercią przyjaciółki. Ron uświadomił sobie, że radość i rozpacz oddziela jedynie cienka linia. W jednej chwili cieszył się na myśl o jego jeszcze nienarodzonej córce, a w drugiej oddałby wszystko, by ten koszmar okazał się nieprawdą. By zaraz mógł wejść do sali, gdzie leży uśmiechająca się brązowowłosa kobieta z małym zawiniątkiem na rękach.
Parę godzin po bitwie Harry pobiegł odszukać Ginny, tak, że Hermiona i Ron zostali sami na błoniach. Słońce przyjemnie grzało, a wojenny pył zdążył opaść na zieloną trawę. Błękitne, prawie bezchmurne niebo odbijało się w gładkiej tafli jeziora. Rudowłosy chłopak miał krwawe rozcięcie od policzka po obojczyk, a jego towarzyszka porozrywane ubrania, i liczne zadrapania. Całe ich ciała pokryte były różnej wielkości siniakami. Włosy zlepiały się ze sobą w mieszaninie krwi, kurzu i potu.
- Co byś zrobiła, gdybym wrzucił cię teraz do jeziora? - Zaczął Ron z chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Sądzę, że najpierw bym cię spetryfikowała, a później torturowała przez długie lata. Ale to kwestia humoru. Jeżeli chodzi ci to po głowie, to niech przestanie. - Cofnęła się parę kroków, gdy zauważyła wolno zbliżającego się do niej chłopaka. - Ostrzegam cię, skończy się to źle! Słyszysz? Ja ci grożę!
Chłopak przybrał minę zbitego psa, udając, że dotknęły go jawne pogróżki Hermiony.
- Myślę, że ukryje jakoś swój wewnętrzny ból. - Odrzekł, szeroko się uśmiechają i szybko pokonując odległość dzielącą go od dziewczyny. Przerzucił ją sobie przez ramię i wolno podążył kierunku brzegu.
- Twój ból zaraz może stać się zewnętrzny! - Krzyczała Hermiona, waląc go pięściami w plecy, gryząc i szczypiąc. Niestety, żaden sposób na niego nie zadziałał. Zrezygnowała, gdy usłyszała ciche pluskanie wody, gdy maszerował po płyciźnie. W końcu dotarł do głębokości, którą Hermiona uznawała już za niebezpieczną, jednak mu sięgała ledwie ponad brzuch. Najpierw nachylił się tak, że dziewczyna pomyślała, że bezpiecznie postawi ją na dnie, chociaż i tak już nie brała pod uwagę okoliczności łagodzących. Będzie go torturować długie, ciężkie lata. Rona jednak nie bawiły delikatności. Z impetem puścił dziewczynę, która cała wpadła do chłodnego jeziora, po czym sam zanurkował. Gdy obie głowy wyłoniły się ponad poziom wody, chłopak jednym ruchem przyciągnął ją do siebie i objął w pasie.
- Nie uważasz, że jest bardzo przyjemnie? - Zapytał ochrypłym głosem, i wierzchem dłoni przejechał po jej mokrym policzku.
- Uważam, że jest trochę za mokro. - Odparła Hermiona i zawstydzona opuściła głowę. Chociaż przez ostatnie miesiące bardzo się do siebie zbliżyli, każdy jego gest wprawiał ją w dziwną tremę. Ron odsunął się od niej i zanurkował w głąb jeziora. Uwielbiał wodę. Pływanie sprawiało mu prawie tak wielką przyjemność, jak całowanie Hermiony. Wprawdzie dowiedział się o tym dopiero parę godzin temu, gdy zaoferował swoją pomoc domowym skrzatom, ale śmiało mógł stwierdzić, że dla niego jest to najprzyjemniejsza czynność na świecie. Smak jej ust mógł porównać z najwspanialszym owocowym deserem świata albo i punkt wyżej.
Dziewczyna została sama na powierzchni. Widziała ślad na wodzie, który pozostawił Ron. Wypłynął już bardzo głęboko. Sama również świetnie pływała, ale była zbyt zmęczona, by czerpać z tego przyjemność. Obmyła wodą twarz i rzucała zniecierpliwione spojrzenia w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął chłopak. Po paru chwilach ogarnął ją strach. Co, jeżeli w wodzie złapało go jakieś morskie stworzenie?
- Ron! To nie jest śmieszne! - Krzyknęła zrozpaczona. Jak długo mógł wstrzymywać powietrze? Nie mogła sobie wyobrazić, jakby się czuła, gdyby faktycznie utonął. Przeżył ucieczkę przed wielkimi, głodnymi pająkami, lot samochodem do Hogwartu, atak Bijącej Wierzby, spotkanie z Voldemortem, ze szmalcownikami i śmierciożercami, wojnę, a zginie w wodzie? Od razu zaczęła płynąć w miejsce, gdzie podążył, cały czas rozpaczliwie wołając jego imię. Nigdzie go nie widziała. Czuła, że robi jej się gorąco, chociaż woda była zimna.
- Hermiono, wszystko w porządku? - Parę metrów przed nią wyłonił się Ron. Jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna poczuła, że wzbiera się niej wściekłość. Bez słowa popłynęła w kierunku brzegu. Gdy poczuła grunt pod stopami, chciała się odwrócić, by odpowiedzieć mu coś sensownego, jednak on znalazł się tuż za jej plecami.
- Martwiłaś się o mnie? - Zapytał z nieukrywaną ciekawością. Jego zimny oddech na jej szyi wprawił ją w przyjemne dreszcze. Odwróciła się, by spojrzeć w jego błękitne oczy.
- Tak. - Chciała rozwinąć swoją wypowiedź. Wyznać mu, że martwi się o niego od chwili, gdy pierwszy raz go zobaczyła. Gdy stał się jej przyjacielem, a z biegiem czasu kimś więcej. Że nie może spać, gdy nie jest pewna, że on jest bezpieczny. Że zasypia i budzi się z jego imieniem na ustach.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - Wyszeptał tuż przy jej ustach, by po chwili dotknąć jej warg. Najpierw delikatnie, jakby chciał upewnić się, że go nie odepchnie. Gdy odwzajemniła pocałunek jego ruchy stały się zdecydowane, bardziej zachłanne, ale i namiętne. Mocno objął ją w tali, a ona wplątała swoje palce w jego włosy. Przylegli do siebie i zdawało się, że już nikt nie zdoła ich od siebie odciągnąć. Gdy zabrakło im tchu, nieznacznie się od siebie odsunęli, nadal stykając czołami.
- Uwierz mi, cieszę się równie mocno, ale moja radość wyparuje, gdy się przeziębimy. - Uśmiechnęła się delikatnie i pociągnęła go za rękaw w kierunku lądu.
- Nie wiem, czy wiesz Hermiono - zaczął półszeptem, wpatrując się w nicość - ale uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie. Pamiętasz, jak poprosiłem cię o rękę? Już dawno dostałem ten pierścionek od mamy, która nalegała, abym w końcu zrobił ten krok. To była jakaś pamiątka rodzinna, ale nie słuchałem dokładnie jej wywodu o tym, że jeżeli się nie pośpieszę, to ktoś mi cię ukradnie. Kupiłem też dom, niedaleko Muszelki. Czekał na nas od dawna. Zaprosiłem cię na romantyczną kolację przy świecach, niestety jak zwykle wszystko poszło nie po mojej myśli i skończyło się na pilnowaniu małego Jamesa, gdy Ginny i Harry musieli pilnie wyjechać w interesach. Oczywiście Harry przepraszał mnie z całego serca. Nic mu nie powiedziałem o moich planach, ponieważ bałem się, że powie Ginny... A sama wiesz, że pewnie i ty byś się wtedy dowiedziała. Ona nie potrafi utrzymać czegoś w tajemnicy, chociaż bardzo się stara. Siedzieliśmy wtedy w kuchni u Potterów. James już spał. Po prostu nie mogłem wytrzymać. Spojrzałem ci w oczy i wiedziałem, że to jest odpowiednia chwila. Paręnaście minut później staliśmy w objęciach i już oficjalnie należeliśmy do siebie, choć to nie kwestia posiadania. Już od dawna byłem tylko twój.
Stary, drewniany kościół był już wypełniony po brzegi. Czerwony, miękki dywan ciągnął się od drzwi wejściowych do samego ołtarza. Cała świątynia ozdobiona była rozmaitymi białymi kwiatami. Hermiona je uwielbiała. Przybyła cała rodzina Weasley'ów, Potterów, Grangerów, cała Gwardia Dumbledore'a, inni znajomi z Hogwartu, paru nauczycieli, przyjaciół z pracy i - o zgrozo - Wiktor Krum.
Wypowiedzieli słowa przysięgi, patrząc sobie głęboko w oczy, jakby szukali w nich jakiejś ukrytej wiadomości czy dodatkowej obietnicy. Jedyne, co mogli w nich dostrzec to niewyobrażalna radość. Ich każdy gest przepełniony był taką czułością, że często zawstydzeni ludzie odwracali wzrok lub robiło im się ciepło na sercu. W końcu nie każdy spotyka miłość tak wielką, że jest dla niej wstanie zrobić wszystko. Tylko nieliczni mają taki przywilej. Może trzeba na nią zasłużyć?
Ron usłyszał od księdza przyzwolenie, na pocałowanie Panny Młodej. Nie czekał ani chwili, tylko przysunął się nieco bliżej, wziął w dłonie twarz Hermiony i złożył na jej ustach delikatny, aczkolwiek przepełniony miłością pocałunek.
- Kocham cię, Hermiono Jean Weasley. - Wyszeptał tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć.
- Ja ciebie też kocham, Ronaldzie Billusie Weasley.
- Kiedy powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży, byłem po prostu wniebowzięty. - Ron uśmiechnął się do siebie. - Chciałem cię nosić na rękach, pamiętasz? Parę razy wnosiłem cię nawet po schodach, żebyś przypadkiem się nie zmęczyła. Denerwowała cię moja nadwrażliwość, ale co mogłem poradzić? - Zakrył twarz dłońmi i załkał. - Byłaś wszystkim, czego chciałem. Byliśmy sobie przeznaczeni, zaplanowani, rozumiesz mnie? A kiedy miałem jeszcze mieć dziecko i to z najwspanialszą kobietą na ziemi? No nie powiem, że nie miałaś swoich humorów. Ale Ginny mówiła, że to normalne podczas ciąży. Nie mogłem znieść bólu wypisanego każdego dnia na twojej twarzy. Zawiozłem cię do lekarza, który zrobił ci wszystkie wyniki. Nie wydawał mi się nimi zachwycony, ale powiedział, że na razie nic nie może zrobić. Już wtedy powinienem działać. Do dziś nie wiem jak. Bezsilność jest najgorsza. Tak bardzo cierpiałaś. Gdy płakałaś, ocierałam każdą z Twoich łez. Gdy krzyczałaś, walczyłem z każdym z Twoich lęków. Często traciłem cierpliwość, ale nie okazywałem tego.
- Ron, Ron! - Krzyczała. - Proszę, zrób coś. Tak strasznie boli.
Załamany mężczyzna siedział na łóżku w ich wspólnej sypialni. Po jego policzkach spływały łzy bezsilności. Chciał zabrać od niej to cierpienie. Mógłby za nią umrzeć. Nie mógłby sobie wyobrazić piękniejszej śmierci niż spowodowanej z miłości. Wziął ją na ręce i pojechał do najbliższego szpitala, nie zważając na światła, czy inne auta.
Hermiona od razu została przyjęta na oddział patologii ciąży i podłączona do ogromnej aparatury. Lekarze nie dawali dziecku żadnych szans na przeżycie. Zdesperowany Ron przeniósł więc śpiącą żonę do Munga. Czuł się spokojniejszy, że zajmą się nią specjaliści. Hermiona spała przez cały czas, jednak on trwał przy niej całe dnie i noce, często zasypiając z głową opartą o jej łóżko. Harry przynosił mu ubrania na zmianę. Można powiedzieć, że zamieszkał w szpitalu.
Prośby Ginny o powrót do domu i przespania się we własnym łóżku zdawały się go nie obchodzić. Jednak gdy Molly Weasley kategorycznie rozkazała mu spojrzeć w lustro i zastanowić się, czy pomaga zaniedbując swoje własne zdrowie Hermionie. Nie podobało mu się to, co widział w swoim własnym odbiciu. Kilkudniowy zarost, zapadnięte policzki, cienie pod oczami, przekrwione białka i niepokojąco blada cera. Zdecydował się więc na parę godzin snu we własnym łóżku. Gdy dotarł do domu, od razu wziął ciepłą kąpiel i opadł na wielkie łóżko, momentalnie zasypiając. W snach widział uśmiechniętą Hermione, która cały czas powtarzała jak mantrę tylko jedno słowo: "Zawsze". Wtem obudziło go pukanie do drzwi, które zamieniło w koszmar jego najpiękniejszy sen. Pośpiesznie spojrzał na zegarek. Cholera, pomyślał. Spał całe 12 godzin. Szybko otworzył drzwi, a do jego domu wbiegł Harry. Jego oddech był szybki, a skóra blada. Zdołał wydusić z siebie tylko trzy wyrazy.
- Hermiona. Dziecko. Szpital.
Nie czekając na więcej szybko deportował się do Munga. Od razu skierował swoje kroki do pokoju żony.
Hermiona leżała wpatrując się wilgotnymi oczyma w sufit. Gdy usłyszała otwierające się drzwi, zwróciła swoją uwagę na rudowłosego mężczyznę, który przysiadł na jej łóżku. Posłała mu nieznaczny uśmiech, który zamienił się w rozpaczliwy grymas.
- Już jej nie ma, słyszysz? - Załkała, a Ron uścisnął jej dłoń w geście pocieszenia. Nie chciał dopytywać, wiedział, że to dla niej zbyt wiele.
- Kochanie, przyjdę za chwilę. Idę porozmawiać z lekarzem. - Wstał i ucałował jej czoło. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Szybkim krokiem podążył do gabinetu uzdrowiciela Hermiony. Bez pukania wkroczył do pokoju.
- Proszę mi powiedzieć. Wszystko. Cokolwiek. Błagam. - Zaczął chodzić po pomieszczeniu w kółko, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Proszę usiąść, panie Weasley. - Wskazał na krzesło naprzeciwko jego biurka. Ron posłusznie zajął miejsce, oczekując wyjaśnień.
- Niestety nie udało nam się uratować dziecka. Teraz toczymy ostatnią walkę. O życie pana żony. Pani Weasley jest bardzo zmęczona. Chce być z panem szczery. Wierzy pan w cuda?
- Tak, ale nie dzisiaj. - Wykrztusił. - Proszę powiedzieć mi prawdę.
- W takim razie radziłbym iść do żony. - Oświadczył uzdrowiciel i skinął głową w geście żalu.
Nie
trzeba było powtarzać mu drugi raz. Powoli wstał, tak, jakby czekał
jeszcze na dodatkowe informacje od lekarza, jednak nic takiego nie
nastąpiło.
Gdy dotarł na swoje miejsce - obok łóżka Hermiony - nie
mógł powstrzymać płaczu. Wtulił twarz w jej włosy, opadające na
poduszkę i łkał jak dziecko. Kobieta
przypatrywała mu się w milczeniu. Po chwili zrozumiała jego reakcję.
Przyszedł się pożegnać. Czuła to. Czuła, że jej czas się kończy. Od pewnego czasu nie miała na nic
siły, choć jedynym jej zajęciem było spanie i leżenie. Zobaczyła koniec w jego spojrzeniu.
- Ron. - Wyszeptała załamanym głosem i ścisnęła jego dłoń.
- Hermiono, tak mi przykro. - Wyszlochał. - To nie miało tak być, to nie miało tak wyglądać. Mieliśmy być razem zawsze, rozumiesz? Zawsze.
Otarł
wierzchem dłoni jej łzy i rozłożył się obok niej. Dziewczyna położyła
głowę na jego torsie i zamknęła oczy. Ron gładził jej włosy, a ona
wsłuchiwała się w bicie jego serca.
- Przepraszam cię. - Wykrztusił. Hermiona podźwignęła się na łokciach i spojrzeli sobie w oczy. Być może był to ich ostatni raz.- Za co? - Zapytała zaskoczona.
- Za wszystko. Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham. I że nigdy nie przestanę. Bez względu na wszystko w moim sercu zawsze będzie mała mądrala, która zna odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Która jest posiadaczką najcieplejszego spojrzenia i oczu na świecie, pełnych troski i czułości. Najpiękniejszego uśmiechu i ust, które nie raz dodawały mi odwagi i zamykały w pocałunkach, gdy mówiłem coś nie tak. I najprawdziwszej miłości i serca, które mi oddała, a ja przyjąłem je pod nadzór. Mam nadzieję, że jestem dobrym opiekunem? - Chciał się uśmiechnąć, jednak wyszło mu coś na kształt krzywego grymasu.
- Tak bardzo cię kocham Ron. - Wyszeptała, a on poczuł w brzuchu bolesne ukłucie. Położyła się na poduszce i zamknęła oczy. - Powiedz moim rodzicom, Harry’emu, Ginny, twojej rodzinie, że ich również kocham i że są wspaniali. Jestem taka zmęczona trwaniem tu, czuję, że odpływam i nie będzie powrotu. Moja córka... Rose...
- Śpij kochanie, spotkamy się później, obiecuje. - Starał się zdusić żałosną ochotę, aby nią potrząsnąć i powiedzieć, że nie może go zostawić. Że nie poradzi sobie bez niej. Chciał powstrzymać kolejną falę nowych łez, ale nie mógł. To było silniejsze. Dotknął dłonią policzka Hermiony i złożył na jej ustach ostatni pocałunek, który odwzajemniła. Było to raczej delikatne muśnięcie warg, które oddawało wszystkie emocje, jakie nimi targały. Rozpacz, tęsknota i najważniejsze - miłość. Zamknął oczy i pragnął już nigdy ich nie otworzyć, jeżeli miałby oglądać świat bez ukochanej. Zasnął trzymając w objęciach Hermione.
Gdy obudził się nad ranem, poznał gorzki smak prawdy. Nad łóżkiem stali najbliżsi Hermiony. Molly Weasley, gdy tylko otworzył oczy, uścisnęła go. Zacisnął ręce na jej płaszczu i zaniósł się rozpaczliwym płaczem. Każda kolejna sekunda stawała się coraz gorsza od poprzedniej. Czuł jak na zmianę robi mu się gorąco i zimno. Raz chciał upaść na kolana i płakać, a po chwili uderzyć w coś twardego, aby wyładować na czymś swoją złość na cały świat. Wiedział, że już nic nigdy nie będzie takie samo.
Klęknął nad grobem, zaciskając pięści.
- Te rany zdają się nie goić Hermiono. Czas leczy rany, ale zbyt wiele czas nie może po prostu wymazać. Ten ból nadal jest taki prawdziwy. To bardzo dziwne, ale naprawdę można kogoś kochać przez całe życie. Choć nie wiem gdzie jesteś, zawsze noszę twoje wspomnienie w sercu. Wczoraj mijała kolejna noc bez ciebie, a ja wciąż tak samo mocno odczuwam twój brak. Patrzałem na księżyc i zobaczyłem spadającą gwiazdę. Pomyślałem o tobie. Zastanawiałem się, czy ty też ją widzisz. Nie wypowiedziałem życzenia, ponieważ wiem, że bez ciebie żadne już nie ma sensu. Przyszłość i teraźniejszość nie mają już dla mnie znaczenia. Przeszłość już zadecydowała. I nie potrzebuję tego życia, potrzebuję tylko Ciebie. Jeżeli istnieje piekło i niebo, to nie wiem, czy się spotkamy. Musiałem kiedyś bardzo zgrzeszyć, że los mnie tak karze. Ale kiedy stanę w ogniu i spojrzę diabłu w oczy, powiem mu, że nie ma takiego piekła, które może mi on pokazać. Pamiętasz naszą obietnice "na zawsze"? Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu.
Ron wstał, zapalił dwa znicze i położył na grobie kwiaty. Nie oglądając się za siebie, ruszył tą samą ścieżką, którą tu trafił. Słońce przebijało się już przez wysokie drzewa, oświetlając mu drogę.
***
PROROK CODZIENNY
Ronald Billus Weasley (†27 l). Wczoraj (tj. 13.03.2007 r.) został znaleziony w swoim domu przez Harry'ego Pottera. Potter nie wypowiedział się na temat tajemniczej śmierci przyjaciela. Nasza redakcja domyśla się, że powodem samobójstwa była śmierć jego żony Hermiony Jean Weasley (†25l.) i córki Rose Weasley, która miała miejsce równo rok temu.
Pomyśleć, że jeszcze pięć lat temu zgodnie przeczyli wszelkim spekulacją na temat ich domniemanego związku. Naszym reporterom udało się jednak uchwycić tę dwójkę, w romantycznym pocałunku, co rozwiało wszelkie wątpliwości (magiczne zdjęcie poniżej artykułu). Niestety, gdy tylko dostrzegli błysk flesza, odskoczyli od siebie, udając, że nic się nie stało. W późniejszym czasie często widziano ich w swoim towarzystwie. Wielu donosiło, że zauważyło ich przytulających się lub trzymających za ręce. Niestety zakochani nie potwierdzali tych informacji aż do czasu ich ślubu.
Nasz korespondent Ritta Skeeter poinformowała nas, że zamierza wydać książkę, zatytułowaną. "Coś więcej niż miłość." Twierdzi, że często spotykała się z tą parą i łączyła ich przyjaźń, a o ich związku wiedziała od dawna, ale prosili o dyskrecję. Do współpracy próbowała również zachęcić pana Pottera, jednak ten stanowczo odmawia jakichkolwiek wywiadów.
Łączymy się w żalu i smutku z rodziną i bliskimi.
_____________________________________________________________________
Moja pierwsza miniaturka i od razu ich uśmiercam. Może w następnej będą żyli długo i szczęśliwie :)
Pozdrawiam ♥
I teraz muszę wymienić parę seriali, parę artystów i innych mądrych ludzi, których utworami się inspirowałam. Chociaż chyba najwięcej zasług ma John Green.
* "Gwiazd naszych wina" - John Green, Hurts, Evenescence, Birdy, Eva P, Santa Montefiore, Amelia, Meredith Grey. *